Egzotyczna Europa – w 100. rocznicę śmierci Józefa Brandta

Egzotyczna Europa. Kraj urodzenia na płótnach polskich monachijczyków”  to nazwa wystawy, która będzie gościć w zamojskim „Arsenale” w dniach od 10 listopada 2015 r.  do 31 marca 2016 roku. Ta niecodzienna wystawa, objęta honorowym patronatem Prezydenta Miasta Zamościa Andrzeja Wnuka, została otwarta 10 b.m. przez dyrektora Muzeum Zamojskiego, Andrzeja Urbańskiego. Z uwagi na wyjątkowość i doniosłość wystawy prezentujemy poniżej reportaż z jej otwarcia.

Tytułem wstępu warto nadmienić, że wystawa od kwietnia do października tego roku była prezentowana przez Muzeum Okręgowe w Suwałkach z okazji 100. lecia śmierci Alfreda Wierusza-Kowalskiego, urodzonego w Suwałkach. Zanim wystawa trafiła do Zamościa obejrzało ją 7 tysięcy osób.  Na wystawie w Suwałkach prezentowano 120 obrazów (wśród nich unikaty), 60 malarzy tzw.  „szkoły monachijskiej”.

EE

Andrzej Urbański: Sala odrestaurowanego „Arsenału” daje doskonałą możliwość prezentowania różnorodnych wystaw, w tym wystaw sztuki. W zamierzeniach przeznaczona była do prezentacji wystaw historycznych o charakterze militarnym, bo taki jest charakter tego budynku. Nawiązując jednak do wystaw, które były tu prezentowane przed rewitalizacją „Arsenału”, pokusiliśmy się o przygotowanie, wielkiej, wręcz monumentalnej wystawy „Egzotyczna Europa”, prezentującej prace uczniów tzw. szkoły monachijskiej.

Dlaczego ta wystawa zagościła w Zamościu? Józef Brandt, jeden z czołowych przedstawicieli malarzy monachijskich, urodził się w nieodległym od Zamościa Szczebrzeszynie. Przez wiele lat to właśnie on m.in. kształtował w Monachium tę szkołę, a uczęszczali do niej i doskonalili swój warsztat wielcy mistrzowie tamtego okresu. W salach Arsenału, jeszcze przed rewitalizacją, były również prezentowane wystawy poświęcone sztuce, m.in. 10 lat temu wystawa „Od Jana do Jana”, prezentująca zbiory Biblioteki Narodowej; wystawa dość specyficzna „Lata 20 – lata 30”; a przed samym rozpoczęciem rewitalizacji budynku, prezentowaliśmy wystawę przygotowaną wspólnie z Polskim Związkiem Łowieckim, z okazji 90 rocznicy powstania Związku.

Tak się szczęśliwie składa, że do organizacji tej wystawy, którą dzisiaj otwieramy, przyczyniło się bardzo wiele osób. Honorowy patronat nad przygotowaniem tej wystawy objął prezydent Zamościa, Pan Andrzej Wnuk, reprezentowany dzisiaj przez Panią Małgorzatę Bzówkę, dyrektora Wydziału Kultury i Sportu. Jest nam niezmiernie miło, że stawili się radni  naszego miasta, z przewodniczącym Rady Miasta, Panem Janem Wojciechem Matwiejczukiem. Reprezentowana jest także na spotkaniu Rada naszego Muzeum Zamojskiego z v-ce przewodniczącym Rady, Panem Bogdanem Szyszką. Nie byłoby możliwe przygotowanie i otwarcie tej wystawy, bez życzliwości bardzo wielu osób.  Tak się składa, że udało nam się przekonać  do wypożyczenia zbiorów do Zamościa, dyrektorów wielu polskich Muzeów Narodowych: w Warszawie; Krakowie; Poznaniu; Wrocławiu; Muzeum Okręgowego w Lesznie; Muzeum Śląskiego w Katowicach, czy Muzeów Okręgowych w Toruniu, Tarnowie oraz Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu. Wystawa prezentuje także zbiory bliskiego nam Muzeum Lubelskiego. W tym miejscu witamy Panią v-ce dyrektor Jolantę Żuk-Orysiak, która przybyła do Zamościa ze swoim Mężem.  Na wystawie prezentujemy także obraz Józefa Brandta z naszego, Muzeum Zamojskiego.

W znacznej mierze część ekspozycji poświęcona jest właśnie sylwetce Józefa Brandta. W tym roku przypada 100. rocznica jego śmierci, stąd znaczna część wystawy, bo aż 23 prace są właśnie jego autorstwa.  Te prace wypożyczyliśmy z Muzeum im. Jacka Malczewskiego. Przy okazji chciałem więc przekazać serdeczne ukłony, nieobecnemu dyrektorowi muzeum, Adamowi Zielezińskiemu. Na otwarcie wystawy przybyli natomiast inni dyrektorzy, Pani Anna Fic-Lazor i Małgorzata Mazurkiewicz, reprezentujące Muzeum w Kozłówce, serdecznie witamy. Słowa powitania kieruję także do dyrektora Muzeum Krajoznawczego w Łucku, Pana Anatola Syluka. Nie byłaby możliwa realizacja tej wystawy bez życzliwości dyrektora Muzeum  Okręgowego w Suwałkach, Pana Jerzego Brzozowskiego, który utorował nam drogę do tych muzeów, które wypożyczyły swoje zbiory. Dyrektor Brzozowski wspólnie z Panią Elizą Ptaszyńską przygotowali tę wystawę w Suwałkach. Nieobecnemu Jerzemu Brzozowskiemu, mojemu młodszemu koledze ze studiów, tak zaocznie aż do dalekich Suwałk składam serdeczne podziękowania.

Prezentowaną wystawę przygotowaliśmy w gronie osób pracujących w Muzeum Zamojskim. Nad stroną organizacyjną i logistyczną czuwała Pani Ania Cichosz. Nad stroną merytoryczną i aranżacją tej wystawy pracował Pan dr Piotr Kondraciuk. Podziękowania także dla Pana Henryka Szkutnika, który dokumentuje wystawę, a jego zmysł artystyczny, jako artysty-plastyka, był nam tutaj przy aranżacji tej wystawy bardzo przydatny. Więcej o wystawie opowie później Pan dr Piotr Kondraciuk.

Małgorzata Bzówka: na sali jest zapewne wiele osób, które są bardziej kompetentne, żeby oceniać „Egzotyczną Europę” pod względem sztuki, malarstwa i tego co tu Państwu prezentujemy. Bardzo się cieszę, że Państwo zaszczyciliście nas swoją obecnością. Witam wszystkich Gości, którzy przybyli do Zamościa aby obejrzeć wystawę. Mam nadzieję, że będzie dostarczała wiele radości i satysfakcji z tego co tu obejrzymy. Miałam swoje małe skojarzenie kiedy ją zobaczyłam. Polska, to właśnie Egzotyczna Europa. W momencie, kiedy w Europie zaczyna rozwijać się przemysł, kiedy powstają społeczności miejskie, kiedy gdzieś tam zaczynają się budować huty, zakłady przemysłowe, u nas dwie ścieżki: walka o niepodległość i taka lekka nuta tęsknoty, zadumania nad szlachtą, wojskiem, historią. Tym wszystkim, którzy będą wystawę oglądać życzę przyjemnych chwil obcowania z prawdziwą sztuką. Bardzo się cieszę, że taka wystawa zaistniała. Dziękuję dyrektorze.

Andrzej Urbański:  Szanowni Państwo nie mogę przy powitaniach pominąć naszych zamojskich przewodników, którzy, mam nadzieję, zachęcą wielką rzeszę zwiedzających do odwiedzenia tej wystawy. Wystawa czynna będzie do końca marca przyszłego roku i mam nadzieję, że obejrzy ją wiele osób. Dodam, że dotychczas nasze Muzeum Fortyfikacji i Broni, w tych trzech obiektach, odwiedziło (do dnia dzisiejszego) ponad 46 tysięcy zwiedzających.  To duża liczba i myślę, że świadczy o tym, że rewitalizacja „Arsenału”, budowa tego nowego Pawilonu wystawienniczego i rewitalizacja „Prochowni” była zadaniem trafionym i celowym i dzięki m.in. tej wystawie przekroczymy (miejmy nadzieję) w tym roku magiczną cyfrę 50 tysięcy zwiedzających. Myślę, że ta wystawa ze względu na swoją rangę, także się do tego przyczyni. Szanowni Państwo, poprosiliśmy także naszych artystów, Panów Piotra i Krzysztofa Stopów o ilustrację muzyczną wystawy i zapraszamy do wysłuchania kilku utworów w ich wykonaniu.

12 11

Chciałem także poinformować przy okazji otwarcia wystawy, a zatrzymałem sobie tę informację i podziękowania, jak również słowa powitania, dla szczególnego Gościa wieczoru w naszym zamojskim „Arsenale”, dla Pana dyrektora Oddziału IPN w Lublinie, Jacka Weltera.  Przybył do Zamościa z Panią Agnieszką Jaczyńską. Informacja, o której wspomniałem dotyczy tego, że  właśnie podpisaliśmy umowę o powołaniu przy Muzeum Fortyfikacji i Broni w „Arsenale” – „Przystanku Historia”. Będzie się on zajmował organizacją wystaw, działalnością edukacyjną, czyli tym, czym zajmowaliśmy się wspólnie z lubelskim IPN do tej pory, ale nieco w szerszym zakresie. Ta współpraca, dotychczas tak doskonale się układająca, mam nadzieję, będzie jeszcze lepsza w przyszłości dzięki podpisaniu w dniu dzisiejszym tejże umowy. Jeszcze raz dziękujemy dyrektorze. Liczymy na dalszą, owocną współpracę. Szanowni Państwo, zadbaliśmy o to, żeby było dla ducha, ale także i dla ciała. Dziękujemy Restauracji Muzealnej i Pani Magdzie Kubinie, która przygotowała nam tutaj skromny poczęstunek. Proszę doktora Piotra Kondraciuka, mojego zastępcę, który czuwał nad merytoryczną stroną tej wystawy, o kilka słów.

Piotr Kondraciuk:  Szanowni Państwo, zastanawiałem się jak opowiedzieć o tej wystawie, która jest wielka, wyjątkowa, która niesie tyle wartości. Muzyka, doskonale wprowadziła w klimat wystawy, pokazała nam nostalgię, tęsknotę za krajem dalekim, utraconym, tęsknotę za bezkresem, przestrzenią, za bezdrożami. Tu w Polsce, gdzie kończyła się Europa, nie było dróg, były bezdroża.  Obawiano się zapuszczać w te tereny. Tu zaczynały się ścieżki którymi obawiano się podróżować. Zaczynała się egzotyka, coś niebywałego. Termin „Egzotyczna Europa” znalazł się właśnie w tytule wystawy przygotowanej w Suwałkach, który przejęliśmy, wzbogacając wystawę o twórczość Józefa Brandta. Właśnie Brandt się nasuwa ze swoją twórczością, kiedy mówimy o bezdrożach i ścieżkach, dlatego, że Brandt miał zostać inżynierem budowy dróg i mostów. Tak sobie umyślił jego chrzestny ojciec, hrabia Andrzej Zamoyski, który w tym czasie zajmował się reformą majątku w Szczebrzeszynie i w Klemensowie i zamierzał sobie wykształcić tego przyszłego inżyniera. Brandtowi było jednak chyba nie po drodze z tą budową dróg i mostów. Wolał te bezdroża pozostawiać na swoich płótnach i tak te płótna kształtować. Był zauroczony Kresami, tą tematyką, odległą i pustą przestrzenią. To pozostało w jego sercu. Zanim jednak o Brandtcie, o tych wszystkich monachijczykach, kilka słów na temat Monachium.

Cóż to było – akademia monachijska – środowisko monachijskie – szkoła monachijska? Tak to się określa w literaturze, tak to przeszło do literatury, chociaż jest to w zasadzie dosyć niespójne środowisko, dosyć różnorodne, szerokie, wielowątkowe. Tak, jak ta wystawa, którą Państwo widzicie. Trudno powiedzieć dokładnie, czy też sklasyfikować, które to są prace monachijskie. Monachium kojarzy się z Brandtem, z końmi, ze stepami, z tą właśnie tematyką tego głównego nurtu. Tak się nam kojarzyć powinno, bo to był główny nurt Akademii Monachijskiej, oficjalny, który Ludwik Bawarski bardzo mocno promował i którym się opiekował. Monachium jednak to nie tylko ten nurt oficjalny, to także ta drobna twórczość na potrzeby mieszczaństwa, która się przy tej szkole monachijskiej też bardzo dobrze znalazła i która też tutaj na tej ekspozycji jest bardzo mocno widoczna i która w pewnym momencie stała się jakby takim nurtem bardziej wiodącym niż ten główny nurt Akademii Monachijskiej.

Czym było Monachium w tym czasie? Akademia Sztuk Pięknych w Monachium powstała w 1808, ale tak naprawdę zaczęła się rozwijać  dopiero w czasie, kiedy Ludwik Bawarski założył galerię, kiedy powstała gliptoteka, stara pinakoteka, nowa pinakoteka, Staatsgalerie, kiedy właściwie stworzono warsztat dla malarzy, gdzie oni mogli się odnaleźć, gdzie mogli podziwiać dzieła sztuki, te dzieła sztuki kopiować, gdzie mogli przede wszystkim obcować ze sztuką. To było bardzo istotne.  Monachium to także środowisko, to krąg mecenatu artystycznego, który jak nigdzie indziej właśnie pod rządami Wittelsbachów zaczął się rozwijać. Postawili oni na rozwój Bawarii poprzez sztukę. Chcieli stworzyć w Monachium centrum artystyczne Europy i to im się udało. Stworzyli zaplecze, warunki. Rynek sztuki w Europie wtedy jeszcze raczkował, a w Monachium w latach 60. XIX w. już istniał. Powstała w Monachium, jako pierwsza, galeria gromadząca dzieła sztuki współczesnej. Dzieła te były pozyskiwane jako eksponaty muzealne. jako obiekty muzealne można je było podziwiać. Monachium przyciągało nie tylko Polaków, ale także Niemców, Skandynawów i wszystkich mieszkańców olbrzymiego imperium austriackiego, potem austriacko-węgierskiego. Przyciągało też Francuzów i Rosjan, pomimo, że w Paryżu i Petersburgu były świetne uczelnie artystyczne, kształcące na bardzo wysokim poziomie.

Ten klimat Monachium: – tanio – dobrze – smacznie – działał jak magnez na artystów.  W Monachium można było także tanio się utrzymać, nawet taniej niż w Warszawie. To w swoich listach artyści polscy, którzy przyjeżdżali do Monachium, bardzo mocno podkreślali, że tu się żyje tanio, że można bardzo łatwo się utrzymać i łatwo sprzedać obrazy. Oprócz rynku antykwarycznego istniało w Monachium prawie 70 galerii zajmujących się (nazwijmy to antykwariatami) tylko dziełami sztuki. Oprócz tego księgarnie, które dodatkowo oprócz handlu książkami, zajmowały się także działami sztuki, tymi obrazkami, które tutaj państwo widzicie na wystawie. Obok głównego nurtu akademickiego Akademii Królewskiej istniało stowarzyszenie Kunstvercin, które gromadziło artystów, którzy nie dostawali się do akademii, którzy może nie dorastali poziomem, ale przy akademii wyrastali. Akademia ich nobilitowała. Sama nazwa „Monachium”, czy „szkoła monachijska”, czy pochodzenie z Monachium, już dawało pewną nobilitację w tym czasie. Przy okazji Akademii, tej twórczości wysokich lotów, istniała drobna twórczość, która przyczyniła się do tego, że szkołę monachijską w późniejszym wieku deprecjonowano, szczególnie w okresie międzywojennym i po wojnie, kiedy całe szkolnictwo artystyczne opanowali koloryści.

14

Monachium stanowiło w pewnym sensie taką rolę „zaścianka”, chociaż ono tym zaściankiem było także w XIX w. Tyle, że to oficjalne Monachium to są dwa jakby nurty, które posiłkowały się nawzajem i nie konkurowały ze sobą. Ta sztuka wysokich lotów, której reprezentantem jest Brandt, nie konkurowała z tymi drobnymi malarzami, którzy tworzyli na potrzeby mieszczaństwa małe obrazki, pejzaże, portrety. Pejzaż nie był obecny w akademii. Pejzażu nie uczono. Uczono kompozycji, malarstwa batalistycznego oraz historycznego. Pejzaż był zarezerwowany dla tych drobnych malarzy, którzy tworzyli na potrzeby mieszczaństwa, tego szerokiego grona odbiorców sztuki. To był kształtowany rynek, nie tylko sztuki. Rzadka rzecz i nie spotykana wówczas w Europie, gdzie zbyt na sztukę był tak wielki, że tylu artystów mogło w jednym miejscu tworzyć i z tego się utrzymać. Pisma artystyczne, które się pojawiały, czy gazety wydawane w Monachium, dawały także możliwość dodatkowego zarobku dla artystów, bo trzeba było wykonać rysunki, trzeba było konkretne rysunki powielać, projektować układy graficzne. Tworzył się cały przemysł  artystyczny, który napędzał gospodarkę bawarską i to się bardzo dobrze udało.  Akademia Monachijska funkcjonowała do l. 20-tych XX w. Przewinęło się przez nią tysiące absolwentów, ale nie tylko przez tę szkołę monachijską, bo powstawały też uczelnie prywatne. Każda nacja miała jakąś swoją szkołę prywatną w której kształcono.

Polska miała trzy szkoły: Józefa Brandta, Alfreda Wierusza-Kowalskiego i Stanisława Grocholskiego. Były to prywatne szkoły kształcące artystów. Nie każdy kto przyjechał do Monachium musiał się legitymować dyplomem Akademii Monachijskiej. Wielu się nie legitymowało, wielu z nich miało Monachium tylko w epizodzie. Kształcili się gdzie indziej. Do Monachium przyjeżdżali, odwiedzali tamtych malarzy, ale zawsze w swoim życiorysie potem wpisywali, że w Monachium byli i tam się kształcili. To też było dla nich ważne i świadczy o tym jak wyglądała ta pozycja Monachium – Akademii Monachijskiej oraz szkół prywatnych. Szkoły prywatne były też bardzo mocno obsadzone przez kobiety. Wystarczy przypomnieć naszą Olgę Boznańską, która się tam kształciła i też miała epizod monachijski, choć z Monachium nie do końca się kojarzy, bo poszła w całkiem innym kierunku. Poniżej przytoczę cytaty, które powiedzą jak ta szkoła monachijska wyglądała i co było istotne dla twórczości artystów monachijskich.

Jak wyglądała pozycja artysty? To też jest istotne, bowiem była inna niż w całej Europie. Dlaczego?

„Dwór bawarski ma wielki zmysł dla sztuki, i wspiera ją wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. Poza tym artysta jest w towarzystwie, które jest bardzo ekskluzywne. Artysta jest tam chętnie widziany. Artysta obcuje z dworem i traktowany jest na równi ze szlachtą i wyższymi urzędnikami” – wypowiedź Frantza von Stucka, który pochodził z rodu książęcego i nie wstydził się tego zawodu. Artysta jest nobilitowany przez dwór, uczestniczy w przyjęciach, chodzi do opery, zajmuje się muzyką, sztuką, literaturą. Jest oczytany, z szerokim wykształceniem. Nie tylko malarz wyrobnik, który siedzi w pracowni i tworzy obrazy, jest obyty towarzysko i bardzo dobrze tym artystom się wiedzie w tym środowisku. To też jest istotne. Wystawy, które są organizowane dają bardzo dobry zbyt. Ktoś, kto uzyskał złoty medal na wystawie w Monachium, był kupowany nie tylko w Europie, także w Ameryce. Ameryka także ma bardzo duży popyt na obrazy „monachijczyków”. Właśnie dlatego, że to są te obrazy, które bardzo dobrze trafiają w gust społeczeństwa amerykańskiego.  Jest to społeczeństwo wykształcone na tradycjach mieszczańskich i te obrazy tam się bardzo dobrze sprzedają.

Przytoczę także cytat z Gierymskiego, żeby mieć pojęcie jaki był poziom tej szkoły monachijskiej. W Monachium nie kształcili się artyści od początku do końca. Oni przyjeżdżali tam już ukształtowani. Oni już mieli za sobą pewne drogi artystyczne. W Polsce uczelni artystycznych nie było. Były tylko takie, które dzisiaj nazwalibyśmy uczelniami poziomu średniego – Warszawska Szkoła Sztuk Pięknych, potem klasa rysunkowa Gersona, czy też Szkoła Krakowska, która przekształciła się w wyższą uczelnię w latach 70-tych XIX w. To były uczelnie typu średniego, przy gimnazjach. To nie były uczelnie dające dobre wykształcenie artystyczne. Trzeba było jechać do Petersburga, do Paryża, do Monachium, po to żeby te studia ugruntować. Proszę sobie wyobrazić jaki musiał być poziom nauczania w Akademii, jeżeli artysta, który już jakieś tam pierwsze szlify zdobył, nie potrafił się odnaleźć.

Gierymski: „Pracuję w Akademii, gdzie zaraz po przyjeździe zostałem przyjęty do sali antyków pod kierunkiem profesora Strabubera zostającej. Tu dopiero poznałem jak wiele mi jeszcze brakowało. Ja, co byłem najlepszym rysownikiem warszawskiej szkoły rysunkowej, tu po rozpatrzeniu poznałem, że nic a nic nie umiem” 

Chełmoński: „Z początku zamęciły mi się w głowie różne tutejsze malowania, żem sam nic zrobić nie mógł takiego, z czego bym jako tako był zadowolony. Minęło to jednakże i rozumiem coraz więcej sam siebie względem drugich, choć nie zupełnie jeszcze. Nie mam bowiem jeszcze swojego na naturę poglądu”

To się kształtowało przez lata w tym środowisku monachijskim. Artysta przychodził z Akademii, z prywatnej pracowni. Nie była to uczelnia, która miała określone ramy czasowe, które  zakończyłyby się dyplomem. Po prostu kształcono się, można powiedzieć, ustawicznie, przechodząc z pracowni do pracowni, malując, sprzedając, od wystawy do wystawy, czy konkursu. W ten sposób kształtowano swoją osobowość artystyczną. „Monachium” jest bardzo różne i to widać na tej wystawie.  Są prace bardzo wysokich lotów, są też prace skromniejsze drugiego nurtu, ubocznego można powiedzieć, tworzonego na potrzeby mieszczańskie. Ale wszystko, całość, spina właśnie to ukształtowanie się w Monachium, to środowisko które dawało artystom oddech, dawało możliwość nauki i twórczej pracy. Tę wystawę można byłoby traktować na różny sposób. Tak, jak różna jest twórczość monachijczyków, tak różnie można było dobierać nazwiska, różnie można było kształtować tematykę wystawy. Ona jest przemyślana troszkę inaczej. „Egzotyczna Europa” – ten tytuł mówi wszystko. Jak pokazać tę egzotykę polską na tle Europy? Tę różnorodność, tę inność, to co było ciekawe dla Zachodu, a co było wyssane jakby z mlekiem matki przez artystów polskich, co powodowało tęsknotę za swoim krajem, którą każdy odczuwa, kiedy się znajdzie poza domem rodzinnym, do którego się tęskni i ciągle o nim pamięta. Malarstwo przenosiło ich jakby na łono ojczyzny, pomagało w różnych, trudnych sytuacjach.

To, co tutaj państwo zobaczycie, to jest Polska widziana oczami monachijczyków, malarzy którzy w Monachium pracowali, tutaj malowali, ale nie tylko w Monachium. Niektóre obrazy powstały po powrocie do kraju, w Polsce. Monachium było epizodem dla wielu z tych artystów, rzadkim epizodem, jak w przypadku Malczewskiego, który tylko zwiedzał Monachium. Zatrzymał się na krótko w pracowni Brandta , ale to wystarczyło żeby zobaczyć, pooddychać tym klimatem, zobaczyć jak maluje się tutaj, chociaż potem wielu artystów poszło inną drogą. Jeszcze tylko krótko muszę odnieść się do tego, dlaczego dopiero teraz odkrywa się „monachijczyków”? Czym ta sztuka jest? Dlaczego jest takie zainteresowanie? Dlaczego teraz tworzy się wystawy sztuki monachijskiej? Dlaczego teraz te prace szkoły monachijskiej zdobywają największe uznanie? To się wiążę oczywiście z pieniędzmi, z handlem dziełami sztuki. Dlatego, że dopiero teraz po sprywatyzowaniu rynku, ci artyści mogli się pojawić w obrocie antykwarycznym, zaczęli być promowani.  Wcześniej, tak jak wspominałem, koloryści opanowali całe środowisko akademickie i „Monachium” było postrzegane, jako taki zaścianek sztuki.  Ciemny koloryt, przyciemniony werniks, który zupełnie nie pasował do tego rozświetlonego pejzażu postimpresjonistów, na którym wyrośli właśnie koloryści. O monachijczykach mówiono pogardliwie, przywołując często określenie „sosy monachijskie”, pasujące do przyciemnionego kolorytu ich płócien.

To spowodowało, że nowe pokolenia artystów były uczone zupełnie czego innego. Kształcenie akademickie odbiegało od tych starych zasad, gdzie uczono aktu, gdzie kopiowano biusty antyczne, po to żeby nauczyć się biegle anatomii. To schodziło na margines. Ważna była kolorystyka, a to były kwestie drugorzędne. W tej chwili jeżeli patrzymy na obrazy monachijczyków, to jest to ta dobra szkoła warsztatowa, klasyczna akademia od której powinno się zaczynać.  Wielu artystów tak zaczynało i dopiero po opanowaniu tego warsztatu można było próbować własnej wrażliwości i patrzenia na sztukę troszkę inaczej.  „Egzotyczna Europa” podzielona jest na pewne wątki tematyczne, które państwo bardzo łatwo odnajdziecie. Zaczynamy od pejzażu, który wchodzi w sceny rodzajowe, które właściwie w twórczości monachijczyków były charakterystyczne. To były te sceny drobnomiasteczkowe i wiejskie. Zainteresowanie tą egzotyczną ludowością, która pod koniec XIX w. zaczynała wchodzić. Mamy tutaj powiązanie z literaturą, zainteresowanie w późniejszym okresie „Młodo-Polskim”. To też będzie bardzo mocno widoczne na ekspozycji. Tę tematykę rodzajową, ale ukierunkowaną na wielonarodowość.

– Możecie państwo tutaj zobaczyć Żydów, Cyganów, to co kształtowało polską kulturę, czy tę wielokulturowość społeczeństwa Rzeczypospolitej, by skończyć na religii, religijności i tej wielkiej, klasycznej, pełnej wizji mistycznych, ale też tej zabobonnej, ludowej, gdzie też możemy zobaczyć znachorów, wróżki, które też będą na tych obrazach prezentowane.

Na koniec wystawy macie państwo wyakcentowaną twórczość Józefa Brandta, jako tę enklawę artystyczną. Brandt w pewnym momencie stał się postacią wiodącą w szkole monachijskiej, zwłaszcza dla Polaków. Każdy Polak, który przyjechał do Monachium musiał się zetknąć z pracownią Brandta. Brandt był jednym z Monachijczyków, który z Monachium uczynił swoje miejsce pobytu stałego.  Tutaj miał pracownię, tutaj mieszkał na stałe, wakacje spędzając w późniejszym okresie w Orońsku.  Zabrakło czasu by szerzej mówić o twórczości Józefa Brandta, może nie tyle o twórczości co o biografii. Wspomniałem tylko krótko o epizodzie monachijskim. Studiował na politechnice paryskiej, gdzie miał się kształcić na inżyniera dla potrzeb Ordynacji Zamojskiej. Brandt odebrał klasyczne wykształcenie (stąd połączenie wystawy z koncertem), wykształcenie domowe, szlacheckie, gdzie każdy młody człowiek musiał umieć rysować i grać na instrumencie. Brandt bardzo dobrze grał na fortepianie, z fortepianem się nie rozstawał. Bardzo często, jako dusza towarzystwa, przygrywał. Bardzo lubił śpiewać. Lubił śpiew operowy. Bardzo często bywał w operze, z różnych względów, dla ucha i dla oka.  Miał epizod nieszczęśliwej miłości. Zakochał się w sopranistce.  Była to niespełniona miłość, gdyż ona wolała hrabiego, a Brandt był zwykłym szlachcicem i to dopiero w drugim pokoleniu, więc nie mógł się mierzyć z arystokratą. Zawód miłosny pozostawił w nim ślad takiej nostalgii, takiej tęsknoty, lecz nauczył go potem bardziej racjonalnego podejścia do spraw sercowych. Zapraszam do zwiedzania wystawy. Dziękuję za uwagę.



zdjęcia: Henryk Szkutnik


1 2 3

4 5

6 7 8

9 10 20

13 15

16 17

18 19

opracowanie:Ewa Lisiecka