W czasie trwania małżeństwa Koniecpolscy mieszkali albo w Podhorcach, albo w Brodach. Joanna miała zatem całkiem niedaleko do starszej siostry. Dopóki żył stary hetman, stosunki z Wiśniowieckimi były dobre. Sprawy skomplikowały się po jego śmierci. Wpłynęły na to dwa czynniki. Pierwszy to rywalizacja pomiędzy szwagrami o buławę polną, której ostatecznie żaden z nich nie dostał, a drugi to starostwo hadziackie, położone za Dnieprem po sąsiedzku z majętnościami księcia Jeremiego, a dzierżawione do tej pory przez Koniecpolskich. Wskutek bałaganu w kancelarii lub celowego działania wrogiego Wiśniowieckiemu kanclerza Ossolińskiego obydwaj szwagrowie otrzymali nadania królewskie na tę samą ziemię. Dodatkowo, żaden nie wiedział, że ten drugi również dysponuje legalnym dokumentem. Wiśniowiecki, przewidując problemy z cesją, przejął zbrojnie królewszczyznę, co wywołało słuszny gniew Aleksandra, który złożył skargę do sądu sejmowego. Sprawy zagmatwały się jeszcze bardziej, bo na rzeczony sąd książę nie mógł się stawić z powodu choroby. Tymczasem chorąży, zirytowany w jego mniemaniu przeciąganiem sprawy, zażądał od szwagra przysięgi, że istotnie był chory, a nie próbował niepotrzebnie przedłużać sporu i mataczyć. To doprowadziło do scen skandalicznych. Wiśniowiecki, przewrażliwiony na punkcie swojej prawdomówności, rozpuścił plotkę, że jeśli zostanie zmuszony do przysięgi, to jego ludzie wpadną na salę sejmową i będą wszystkich siec szablami. Wywołało to niemałe przerażenie wśród zebranych, jako że obydwaj panowie przybyli do stolicy z kilkutysięczną obstawą. Dołożono wszelkich sił i środków, żeby zmusić Koniecpolskiego do rezygnacji z przysięgi, i w końcu szwagrowie się pogodzili. Starostwo przypadło chorążemu, jako, że jego nadanie było wcześniejsze, ale zobowiązał się on wypłacić księciu stosowne odszkodowanie.