W 1589 roku utworzony został prawosławny patriarchiat w Moskwie. Zachodziły obawy o ingerencję Moskwy w sprawy ludności prawosławnej zamieszkałej w granicach Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie) a tym samym w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej. Aby temu zapobiec rozpoczęto rozmowy między przedstawicielami obu wyznań.
W październiku 1596 roku odbył się w Brześciu nad Bugiem synod przedstawicieli kościoła katolickiego i prawosławnego. W wyniku prac ogłoszono unię obu wyznań chrześcijańskich. Biskupi prawosławni którzy przyjęli Unię Brzeską uznali zwierzchność papieża jako głowy kościoła, zachowując bizantyjski ryt liturgiczny, kalendarz juliański i organizację kościelną. Postanowienia synodu ogłosił papież Klemens VIII wydając bullę „Magnus Dominus” w grudniu 1596 roku. Wyznawców którzy przyjęli unię nazywano unitami, również w póżniejszym czasie grekokatolikami.
Inicjatywa ta była źle widziana w Rosji, która straciła możliwość ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej pod pozorem ochrony prawosławia. W okresie rozbiorów kolejni władcy Rosji systematycznie i konsekwentnie prowadzili walkę z kościołem unickim. Za czasów carycy Katarzyny II przeprowadzono pierwszą akcję likwidacji unii. Utracono wówczas 2 miliony wiernych. Następnie car Mikołaj I w roku 1839 zlikwidował kościół unicki na ziemiach położonych na wschód od Bugu. Akcja „restytucji prawosławia” przeszła w Europie prawie bez echa.
Z kościoła liczącego w XVII wieku 7 diecezji została tylko chełmska. Po upadku Powstania Styczniowego nastąpiła kolejna fala prześladowań kościoła katolickiego i unickiego. Z decyzjami administracyjnymi ruszyła fala działań rusyfikacyjnych. Kościół unicki mimo kar i represji nie poddawał się rusyfikacji.
Propaganda rosyjska robiła wiele aby wprowadzić zamęt informacyjny wśród samych unitów, państw ościennych a nawet u papieża. W lipcu 1874 roku gubernator siedlecki rozesłał ogłoszenia na każdy powiat do odczytania w cerkwiach i kościołach a także do rozwieszenia jako plakaty w których informowano „że wszyscy unici diecezji chełmskiej na klęczkach proszą cesarza i jego rząd o łaskę przyjęcia ich do prawosławia, na co cesarz i jego rząd, chociaż niechętnie zmuszony jest się zgodzić”…
https://krylow.info/admin/www/unici/www/charakterystyka.htm
Likwidacja unickiej diecezji chełmskiej i jej przyłączenie do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego – nastąpiły w 1875 roku. Oznaczało to włączenie do Kościoła prawosławnego ok. 260 tys. wiernych, poddanych bezpośrednio cerkwi prawosławnej moskiewskiej.
Prześladowania nie ustawały. Unitom odebrano wszelkie prawa, nie mogli pełnić żadnych funkcji w urzędach, nawet być sołtysem we wsi, jeżeli chociaż jeden z gospodarzy był prawosławny. Wszystkie małżeństwa zawarte nie w cerkwi prawosławnej, rząd uważał, jako żyjące w konkubinacie i przy narodzinach dziecka sołtys zgłaszał do urzędu jako potomstwo z nieprawego łoża. Nieuznawanie przez sąd takich małżeństw rodziło liczne problemy chociażby w sprawach spadkowych. Mimo tych represji unici wiernie stali w swojej wierze.
Prof. Marian Morawski i rektor Ks. Henryk Jackowski z Kolegium Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi w 1877 roku przedstawili Ojcu Świętemu Piusowi IX informację o trwających prześladowaniach i trudnej sytuacji unitów, prosząc o zorganizowanie działającej stale w ukryciu misji. Zadanie było bardzo trudne i niebezpieczne, budziło obawy, czy w rozbudowanym aparacie szpiegostwa będzie możliwe bezpieczne działanie. Po śmierci papieża Piusa IX, następca papież Leon XIII powierzył jezuitom Prowincji Galicyjskiej misje wśród unitów w Guberni Lubelskiej (w 1844 roku reforma administracyjna połączyła gubernie: lubelską i podlaską).
Pierwszym misjonarzem, który rozpoczął misję wśród unitów był ks. Henryk Jackowski. Do zaboru rosyjskiego wyjechał 25 marca 1878 roku, posługując się fałszywym paszportem i udając wędrownego kupca handlującego galanterią. Od początku budził jednak podejrzenia swoim sposobem zachowania i nieumiejętnością prowadzenia handlu. Został aresztowany 2 kwietnia 1878 r. w Radzyniu Podlaskim. Pozorna klęska stała się sukcesem, informacja o uwięzieniu zakonnika, którego papież wysłał potajemnie do unitów, lotem błyskawicy dotarła do wielu prześladowanych i uwiarygodniła w przyszłości prowadzone misje.
Kolejnym tajnym misjonarzem był ks. Walerian Morawiński. Swój pobyt tak opisał:…„W roku 1882 byłem dwa razy na Podlasiu jako misjonarz unitów. Przebrany byłem po świecku i opatrzony w legitymację jako agent do kupowania dóbr i lasów. Wątpię, czy jest gdzie indziej druga misja tak niebezpieczna. Człowiek jest ustawicznie pod nadzorem i w towarzystwie żandarmów i przebranych agentów policji. Ci rewidują bez końca rzeczy, egzaminują, robią studia nad człowiekiem, chodzą za nim. Tylko Bożej Opatrzności zawdzięczam, żem w pierwszej i drugiej ekspedycji razem w ośmiu miejscowościach przeszło 960 dzieci ochrzcił, kilkadziesiąt ludzi wyspowiadał i 30 małżeństw pobłogosławił. Kwatera moja we dnie była w stodole lub stajni z bydłem, czynności zaś kapłańskie sprawowałem w nocy. Unici jest to lud święty, a mało kto jest między nimi, niewiast i pastuchów nie wyjąwszy, co by nie siedzieli za wiarę. Są tacy co po dziesięć i więcej razy siedzieli. Czystość obyczajów jest pomiędzy nimi prawdziwie anielska. …”
Ojciec Sozański od lutego 1885 do lutego 1886 czterokrotnie przekraczał granicę z Galicji do zaboru rosyjskiego, pracował na terenie Podlasia i Zamojszczyzny, gdzie odwiedził 55 miejscowości, ochrzcił ponad 2 tys. dzieci, udzielił ok. 300 ślubów. W Zamościu spotykał się z wikarym kolegiaty ks. Zdzisławem Łuczyckim (1858 – 1927), bardzo oddanym pracy na rzecz unitów. Za odmowę przyjęcia przysięgi rekrutów w języku rosyjskim został skazany na dwa lata odosobnienia w klasztorze, szczęśliwie zbiegł do Galicji, następnie wyjechał do USA, gdzie aktywnie pracował wśród Polonii. Podczas prowadzonych tajnych misji o. Sozański udzielał sakramentów we wsiach: Dębowiec, Zawalów, Lipsko, Józefów, Majdan Żukowski (część wsi Stanisławka), Żuków. (relacja z wyprawy 23 styczeń – 17 kwiecień 1885 r.)
Misje odbywały się według pewnego schematu, misjonarz najczęściej wieczorem lub w nocy przybywał do wsi, gdzie mieli czekać powiadomieni wcześniej unici. Po udzieleniu sakramentów w jednym lub w kilku różnych miejscach, tej samej nocy odjeżdżał do innej wsi , gdzie spędzał kolejny dzień w ukryciu, aby wieczorem na nowo rozpocząć działalność. Po kilku dniach takiej pracy dowożono go do najbliższej stacji skąd wprost lub okrężną drogą wracał do bazy wypadowej.
Po pewnym czasie misje stały się niebezpieczne, policja rozpracowała punkty kontaktowe w Warszawie i Lublinie. Ojciec Szaflarski tak wspomina: „Ja byłem cały tydzień w pracy. Świetnie mi się udała. We czterech wioskach byłem, po kilka godzin w nocy chrzcząc, bierzmując i śluby dając, a co było czasu i spowiadając. Ale ponieważ w dzień byłem na wózku w drodze, a w nocy pracowałem, przeto byłem tak zmęczony, nie śpiąc 6 nocy, że musiałem rzeczywiście po tygodniu wracać na wytchnienie do stacji mojej w Lublinie. Wróciłem z wielkim triumfem, że mi się tak udało, i że mnie moskale nie spostrzegli” .
Niestety była to jego ostatnia misja, został aresztowany, a osoba która prosiła o misje okazała się zdrajcą. W związku z tym na pewien czas trzeba było przerwać misje i wszystko rozpocząć od nowa, zmieniając taktykę działania. Organizację nowych misji oparto na parafialnych Kółkach Żywego Różańca i na Franciszkańskim Zakonie Świeckich. Przewodnikami i organizatorami spotkań byli albertyni wysłani przez brata Adama Chmielowskiego. Ta metoda okazała się bardzo owocna.
Należało też przeciwstawić się polityce rusyfikacji prowadzonej nie tylko poprzez zmuszanie osób do przejścia na prawosławie ale i przez polskojęzyczną masowo wydawaną literaturę propagandową, przez tworzenie szkół cerkiewnych i działalność charytatywną. Trzeba było przeciwstawiać i podobne działania podejmować ze strony katolickiej i polskiej. W tym celu powstało w 1903 roku Towarzystwo Opieki nad Unitami. Towarzystwo pomagało również w tajnych misjach a także zorganizowało na wiosnę 1904 roku tajną pielgrzymkę do Rzymu przyjętą przez papieża Piusa X. W 1905 roku zostało przekształcone na Polską Macierz Szkolną.
Niezwykle cenne sprawozdania z grudnia 1903 roku pozostawił ojciec Apoloniusz Kraupa, który pracował pod przybranym nazwiskiem Franciszek Ochalski jako werkmistrz robót artystycznych ślusarskich, którego zadaniem była budowa studni. Trasę pielgrzymki przygotował albertyn brat Marian Bucewicz. Wcześniej wędrując pieszo od wioski do wioski nawiązywał kontakt z unitami, ustalał system zaszyfrowanych znaków, przygotowywał miejsca spotkań. Wszystkie czynności wykonywane były bez pobierania jakichkolwiek opłat.
Pierwsza misja Apoloniusza Kraupa trwała od 3 do 21 grudnia 1903. Razem z bratem Marianem odwiedzili kilkanaście miejscowości w rejonie między Parczewem a Zamościem. W listach wysyłanych pod różnymi adresami w zaszyfrowany sposób opisywał swoją pracę. Listy były przekazywane ojcom jezuitom w Krakowie.
14/15 grudnia, po posiłku u ks. Bojarczuka razem z br. Marianem wyruszyli do Majdanu Sitanieckiego i zatrzymali się u gospodarza o nazwisku Stoma. „Z wieczora co było do chrztu pochrzciłem, nad ranem po mszy św. odwiózł nas Stoma do Majdanu Stanisławskiego” (wieś Stanisławka). Podczas tej nocy ochrzczono 42 dzieci, wyspowiadano 10 osób, komunię św. przyjęło 10 osób.
15/16 grudnia Majdan Stanisławski (Stanisławka) „Wieś ta nie ma unitów, może jeden drugi. Zajechaliśmy do domostwa, gdzie przed 18 laty misjonarz zdaje się śp. O. Szaflarski chrzcił i mszę św. odprawiał, lecz jak mi opowiadał gospodarz, mało co mógł zrobić bo na wstępie powiedział im, że on tylko do Rusinów przyjechał, a u nich Rusin znaczył tyle, co Moskal. Otóż choć dużo zjechało się ludzi, zwłaszcza z Grabowca i okolicy, wynieśli się czym prędzej, myśląc, że to podstęp jakiegoś schizmatycznego popa.
W tym domu trochę się posililiśmy, następnie przeszliśmy do niejakiego Kapicy. Tu przespaliśmy się dobrze, naturalnie w jednej izbie z całą rodziną złożoną z 8 głów. Rano 16 grudnia o czwartej odprawiłem mszę św. Kapica jest głównym organem tajemnej poczty dla książek religijnych i pism patriotycznych na gubernię lubelską. Książki religijne przychodzą do niego od ks. kanonika Pączka, proboszcza w Lipsku obok Narola w Galicji, Kapica rozsyła dalej, Kapica też powiózł nas dalej”.
16 grudnia przejazd do Hajownik. W majątku brata o. Józefa Tuszowskiego, zjedli śniadanie i zostali zaopatrzeni w żywność na dalszą drogę (bułka, miód, wędlina, masło), następnie udali się w dalszą drogę.
16 grudnia z Hajownik przyjechali do Grabowca. „Proboszczem jest ks. Komorowski, bardzo przychylny unitom, ale ze względu na bezpieczeństwo parafii, sam bezpośrednio nie zajmuje się wiele, za to radą i kierownictwem służy swemu wikaremu ks. Koryckiemu, który duszą i ciałem oddany unitom. U tych poczciwców zabawiliśmy chwilę, zjedliśmy obiad, a wziąwszy informację pojechaliśmy do Zawałowa (Zawalowa)”.
16/17 grudnia Zawalów. „Wieś ta dobre robi wrażenie. Stoją wytrwale przy wierze, bardzo wiele znoszą od rządu, jeden tylko gruby popełniali błąd, to ten, że umarłych nosili do cerkwi. Wprawdzie nie brali udziału w nabożeństwie, bo tylko umarłego przynieśli, sami wychodzili z cerkwi, a gdy pop skończył kondukt, wchodzili, nieśli na cmentarz i sami grzebali…. Zajechałem do unity Nowosada (Nowoseda), tej miary, jak Onufry z Korybutowej Woli. U niego odbywały się chrzty, u niego też nad ranem 17-go msza św. Następnie syn jego odwiózł nas do swych krewnych do Wołkowyja”. Ochrzczono 25 dzieci, wyspowiadano 66 osób, udzielono komunii św. 55.
17 grudnia jadąc z Zawalowa wstąpili do Hrubieszowa odwiedzili księdza, „…Wiele usług świadczy on unitom, lecz jest zaciętym wszechpolakiem, pisma wszechpolskie szerzy wśród ludu. U tego księdza zjedliśmy obiad, na którym był jakiś wikary z pobliża i ks. Żółtowski, proboszcz z Uchań, który niegdyś gdy ks. Jackowski pokutował w siedleckim więzieniu, był tegoż więzienia kapelanem „.
Opowiadał o prześladowaniach i upokorzeniach księży katolickich jakich doznają od władzy carskiej.
Apoloniusz Kraupa wysłał list z Hrubieszowa do nieznanego adresata.
„Najdroższa Siostro! Robota idzie mi dobrze, Nie wiem jak długo. Zdaje się, że niedługo wrócę, choć jeszcze nie wiem. Trochę się na zdrowiu nadszarpałem, ale może to minie. Nieraz byłem w niebezpieczeństwie, ot jak przy moim fachu, lecz Bóg czuwał: sadzę, że i nadal będzie. Kochający Cię brat Franek”.
17/18 grudnia Wołkowyja (obecnie Wilków w gm. Werbkowice) „W Wołkowyju stanęliśmy u bardzo zacnej rodziny, szczególnie gospodyni w czasie znoszenia unii, jak lwica broniła swe dzieci przed popem, wójtem i strażnikiem, którzy przyszli by gwałtem je zabrać do chrztu i obroniła. Tam tylko słuchałem spowiedzi św. spotkałem takich dużo, którzy od czasów unii tj. od 30 lat i więcej nie byli u spowiedzi św. Nie ochrzciłem nikogo, bo tu lud, choć w ogóle trzyma się dzielnie, ale nie mają zorganizowanej samopomocy religijnej, boją się siebie nawzajem, każda rodzina ratuje się na własną rękę. To samo znalazłem i w pobliskiej wsi Nieledwi, dokąd po odprawieniu mszy św. z Wołkowyja pojechałem”.
18/19 grudnia Nieledew. „Dom unicki w Nieledwi, gdzie stanęliśmy bardzo mi się podobał. Wszyscy umieją zasady wiary, czytają i Pismo Św. i obszerny jakiś katechizm, tylko dzieci posyłają do szkoły schizmatyckiej, co im surowo zganiłem. Dwoje tylko ochrzciłem, 15 było spowiedzi, szczególnie starców”. Po mszy św. z Nieledwi pojechali do Chełma wynajmując konie, nie chcąc narażać gospodarzy na tak długą podróż, którą misjonarzom zaoferowali.
„Jechał z nami gospodarz, który za wiarę był skazany wraz z żoną na 3,5 roku do tak zwanych rot aresztanckich, które stanowią przestępcy skazani do ciężkich robót. Najprzód on odsiedział swoją karę, następnie żona. Ze łzami, lecz bez śladu jakiejś nienawiści dla prześladowców opowiadał nam swe cierpienia, które przeżył”.
19/20/21 grudnia Chełm, z Chełma pociągiem do Lublina, nocleg w Hotelu Angielskim. „Przenocowawszy, na szóstą rano zaszedłem do kościoła podominikańskiego. W pokoju wikarego ks. Padzińskiego , odprawiłem mszę św. Na śniadaniu byłem u ks. Kłopotowskiego, proboszcza kościoła i profesora teologii. Zacny ten kapłan cieszy się uznaniem u wszystkich dla dzieł humanitarnych, które bez względu na brak środków podejmuje”. U ks. Kłopotowskiego spędził cały dzień, na wieczór wrócił do Hotelu.
W liście pisanym w Lublinie do Zofii Niezgodzkiej 20 XII 1903 r. pisał:
… Prawda, że ja już byłem zdecydowany wracać, bo tu nieco za duszno, a widoki na przyszłość niewielkie i dlatego zdecydowałem się wrócić za dwa tygodnie, u Tadzia odetchnąć, potem tam, gdzie wuj Włodzimierz sobie życzył. …. nie mogłem pisać bom sobie palec skaleczył. Wiesz, że to przy moim fachu nietrudno nawet i rękę stracić. … Dotychczas przeszło 700 maszynek mego pomysłu zrobiłem nowych, drugie tyle odnowiłem, a masa takich, co niepowołani majstrowie robili, całkiem przerobiłem. Dałoby się o wiele więcej przerobić, ale mógłbym się łatwo tym fuszerom narazić, choć już na mnie szczekają, ale sobie niewiele z tego robię. Raz maty rodiła”. … kochający Franek.
21 rano wyruszył do Lubartowa, tam na dworcu czekał na misjonarza brat Marian ubrany w kożuch, dla jezuity również miał kożuch. Obaj udali się w kierunku Ostrowa, jechali furmanką powoli, aby wieczorem dotrzeć do Ostrowa. W drodze spotkali Józefa Chacyka z Jamów. Opowiedział o tym, ze pewna łacinniczka powiedziała mężowi o przyjeździe misjonarza, ten natomiast powiadomił wójta z Ostrowa. „Trzeba było wielkiej ostrożności. To też przed miastem zszedłem z wozu i za woźnicą ruszyłem przez miasto głośno rozmawiając o gospodarce… Unici w Ostrowie trzymają się znakomicie, w czym im pomagają apostołowie z Jamów. Gdy który z nich umrze, choć strażnik dzień i noc strzeże pod oknami, jednak w nocy umarły znika z trumny. Strażnik od czasu do czasu zagląda przez okno, widząc trumnę jest spokojny, tymczasem rano przekonuje się, że trumna jest pusta, bo umarły przełożony do innej, już pochowany, gdzie i przez kogo, nikt nie wie, nikt nie widział”.
W Ostrowie ochrzczonych zostało 27 dzieci, wysłuchano 16 spowiedzi, udzielono 13 komunii św. W Lubartowie o. Apoloniusz Kraupe pożegnał się z bratem Marianem, ponieważ brat nie zdołał przygotować nowych tras, a pozostanie dłużej i zbliżające się święta mogły przynieść duże niebezpieczeństwo. Na następną misję umówili się w styczniu 1904 roku.
Do Krakowa powrócił 24 grudnia
Podczas odbytych misji wraz z bratem Marianem odbyło się: chrztów – 856, bierzmowań – 12, spowiedzi – 658, udzielono komunii świętej – 535, związków małżeńskich – 8, namaszczenie chorych – 1.
Po powrocie do Krakowa wszystkie sakramenty były dokładnie spisywane i zakładane metryki.
opracowanie: Maria Rzeźniak
Bibliografia:
Cytowane relacje z misji pochodzą z publikacji: „Tajna misja jezuitów na Podlasiu (1878 – 1904). Wybór dokumentów z archiwów zakonnych Krakowa, Rzymu i Warszawy. Opr. Robert Danieluk SJ, Kraków 2009.
Kołbuk A. Likwidacja unii cerkiewnej na Białorusi według Wasyla Lencyka,
Pobrane z czasopisma Studia Białorutenistyczne 9/215
http://bialorutenistyka.umcs.pl
Pikuła P. Tajna misja albertyna, sprawozdanie brata Mariana Bucniewicza z działalności wśród unitów (1897 – 1904), Kraków 2021