Zagłada zamojskiej oberży

Dzięki uprzejmości Pani Ewy Dąbskiej mamy okazję przypomnieć artykuł dr Bogumiły Sawy, opublikowany przed laty w kwartalniku popularno-naukowym „Spotkania z zabytkami” R. IX, nr 3-4 (21-22), 1985, s. 46-48.

 

Działo się to pod koniec lat trzydziestych, ale równie dobrze mogło się dziać w innym czasie i miejscu, bowiem urzędnicy – jak się okazuje – byli zawsze. Chodzi o tych urzędników, których dewizą jest niewstawanie zza biurek i nieutrudnianie sobie życia myśleniem.

W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia stał na rogu ulic Franciszkańskiej i Ormiańskiej (dziś ulice Staszica i Grecka) w Zamościu XVIII-wieczny dom zajezdny.1 Wśród sąsiedniej zabudowy wyróżniały go: piękny barokowy portal i charakterystyczny stromy dach z facjatką, uginający się pod ciężarem czerwo­nych holenderek. Towarzyszyła mu młodsza wiekiem, pospolita drewniana oficyna kryta gontem. Całość za­mykało stylowe murowane ogrodzenie, otwierające się malowniczo dwiema bramami na obydwie ulice. Właściciel zajazdu Izaak Dychter w 1891 r. użytkował w budynku głównym cztery izby i komorę, przeznaczając trzy dalsze na „numery hotelowe”. Dwuskrzydłowa ofi­cyna w całości służyła przyjezdnym.

Zmierzch powo­dzenia wiekowej karczmy przy ul. Franciszkańskiej stał się faktem po pierwszej wojnie światowej, kiedy nie mogła już konkurować z nowoczesnym hotelem „Cen­tralnym” czy z elegancką „Wiktorią”. Świadomi tego Dychterowie zamienili dwie izby od frontu na sklepy, a pozostałe wynajmowali lokatorom. Obydwa budynki, niszczone przez czas i ludzi, wołały o remont. Naprawa dziurawego dachu była jednak niemożliwa, bo nikt już wtedy nie produkował czerwonej holenderki, zaś wy­miana sędziwych krokwi groziła unicestwieniem całe­go dachu. Troskę budziły porysowane ściany boczne, przy czym ściana podwórzowa wyraźnie odchyliła się od pionu. Odpadały kawałki tynku z sufitu i tylko traf uchronił właścicielkę od niechybnej śmierci.

Zamość, Zajazd Dichtera przy ul. Staszica

Rudera w pobliżu Rynku Wielkiego straszyła prze­chodniów i turystów, ale barokowy portal powstrzy­mywał Zarząd Miejski przed wydaniem decyzji o roz­biórce. Ówczesny konserwator zabytków w Lublinie, dr Józef Dutkiewicz2, obejrzawszy karczmę, uznał ją za zabytek, a właściciele otrzymali nakaz podjęcia jej niezwłocznego kapitalnego remontu i rozbiórki szpet­nej oficyny. Zebrała się natychmiast u Dychterów rada familijna, złożona z magistra farmacji Zygmunta, mie­szkającego stale we Lwowie, jego matki Heleny i siostry Róży. Postanowiono sprzedać nieruchomość po­zostającą w rodzinie od trzech pokoleń. Względy emo­cjonalne ustąpić musiały twardej rzeczywistości. Re­mont budynku wymagał bowiem od zaraz kilku tysięcy złotych, zaś czynsze od siedmiu lokatorów przejął Urząd Skarbowy na pokrycie zaległych podatków. Zaczęli zgłaszać się pierwsi reflektanci. Dla wielu z nich obiekt – zwłaszcza kwad­ratowy narożny plac o powierzchni 625 m2 – nie był pozbawiony zalet. Kiedy jed­nak okazało się, że rozebranie rudery i postawienie nowego budynku jest niemożliwe ze względu na zabytkowe walo­ry, ewentualni nabywcy rezygnowali z kup­na. Dychterowie zaczęli więc szukać sposobu, aby uwolnić starą karczmę spod ochrony.

W podaniu do konserwatora potomkowie zamożnego oberżysty Izaaka, nieposiadający rzekomo „nawet środków na życie”, roztaczali ponury obraz odrażają­cego zwaliska, któremu żaden remont nie mógł już pomóc. Orędownikiem Dychterów stał się, o dziwo, architekt miejski Tadeusz Zaremba. Mając opinię „człowieka niezwykle oddanego zamojskiemu grodowi”, dbającego o zachowanie jego całości architekto­nicznej, opowiadał się za przychylnym załatwieniem prośby właściciela zajazdu. „Sam obiekt – usiłował w 1938 r. przekonywać Józefa Dutkiewicza – jest w stanie tak wielkiego zniszczenia i nie zawiera wybitniejszych cech zabytkowości, że bez szkody dla miasta można go rozebrać i parcelę zabudować nową, dostosowaną do otoczenia budowlą. Aby go uratować, jest tylko jed­no wyjście, a mianowicie, mogłaby ją na zasadzie art. 18 ustawy o ochronie zabytków władza konserwator­ska wywłaszczyć na rzecz państwa” (25 maja 1938 r.).

Zamość, Zajazd Dichtera przy ul. Staszica 4-12, fot. Z. Otachel

         Ówczesny szef tej władzy miał zupełnie odmienne zda­nie na temat sposobu ocalenia oberży i dlatego warto je przybliżyć w obszernych fragmentach: „Urząd Wo­jewódzki Lubelski zawiadamia, że opierając się na art. 141 rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dn. 6.03.1928 r. o opiece nad zabytkami (Dziennik Urzędo­wy nr 29, póz. 265), nie może zwolnić spod ochrony zabytkowej i udzielić zezwolenia na rozbiórkę dawne­go zajazdu wraz z ogrodzeniem murowanym, ponieważ przedstawia on jedyny tego rodzaju obiekt zachowany na terenie Zamościa. Urząd Wojewódzki nie ma nato­miast zastrzeżeń co do rozbiórki dobudowanych do muru ogrodzeniowego od strony podwórza drewnia­nych przybudówek, których blaszany dach szpeci ca­łość zabudowań. Jakkolwiek dach mieszczący się na domu, znajduje się w stanie zniszczenia, to przeprowa­dzenie tymczasowego remontu, który by go zabezpieczył, nie będzie połączone z takimi kosztami, które by czyniły remont ten niemożliwym dla właściciela. Jed­nocześnie Urząd Wojewódzki zaznacza, że przy wyko­nywaniu niezbędnych robót zabezpieczających, możli­wym byłoby po złożeniu umotywowanej prośby – udzielenie przez tutejszy urząd, pewnej pomocy finansowej. Utrzymanie domu w należytym porządku, po usunięciu szpecących dobudówek, przywróci mu w pełni jego pierwotną piękność i urok” (15 lipca 1938 r).

Zygmunt Dychter, powiadomiony o decyzji konserwatora, skorzystał natychmiast z przysługującego mu pra­wa odwołania do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Obok powtórzonych sformu­łowań z wcześniejszej urzędowej korespondencji za­wiera ono nowy element, swego rodzaju „donos” na konserwatora, jakoby ten dokonując oględzin zajazdu „uczynił to pobieżnie” i nie sprawdził sklepienia w jed­nym z mieszkań, oświadczając, iż „nie miał ku temu potrzeby”. Sugerując, że zaliczenie w poczet zabytków było m.in. wynikiem niedbałej wizji lokalnej, Dychter prosił o powtórną komisyjną wizytację. Jednocześnie próbował sprzedać dom państwu „za około 20 000 zł, bo tyle mu dawano”1. Zaraz jednak, jakby przerażony własną śmiałością, zauważał przymilnie „iż budynek ten aczkolwiek pochodzi rzekomo z XVIII wieku, nie posiada tak wielkiej wartości”, więc pozostaje go tylko „zwolnić spod opieki nad zabytkami i zezwolić na roz­biórkę” (16 lipca 1938 r.).

Odwołanie przesłane do mini­sterstwa drogą służbową zaopatrzył konserwator w pismo towarzyszące „z wnioskiem o utrzymanie w mocy decyzji tutejszego Urzędu” uznającej nierucho­mość Dychtera za zabytek i odrzucenie wspomniane­go odwołania. „Należy w nim bowiem rozróżnić dwie różne sprawy – pisze J. Dutkiewicz – stwierdzenie me­rytorycznie wartości zabytkowej obiektu, która nie jest poddawana w wątpliwość i drugą, dotyczącą jego kon­serwacji i utrzymania. Druga ta sprawa nie była przed­miotem orzeczenia i z tego względu nie może być w tym miejscu rozpatrywana (…). Zarzut jakoby dom ten nie był starannie zbadany przez konserwatora, nie jest zgodny z prawdą. Jeżeli chodzi o stronę merytoryczną, to Urząd Wojewódzki podkreśla, iż jakkolwiek wspom­niany zajazd odbiega wyglądem swym od tego typu domów zachowanych w Zamościu, to przecież stanowi on jeden z tych cennych fragmentów, które składają się na wszechstronność i bogactwo zabytkowej archi­tektury Zamościa” (26 września 1938 r.). Wydawać by się mogło, iż tak wyważony i dobrze udokumentowany głos lubelskiego fachowca przekona warszawskich urzędników.

Zamość, miejsce po dawnym Zajeździe Dichtera przy ul. Staszica

Tymczasem do grona sojuszników Dychtera dołączył jeszcze starosta powiatowy i tak oto kilka urzędów terenowych, kilka osób na tzw. stanowiskach oraz sta­ra karczma oczekiwały niecierpliwie werdyktu central­nej władzy konserwatorskiej.

Jakoż miesiąc później było już po sprawie, a re­quiem dla jedynego w Zamościu zajazdu z XVIII w. zabrzmiało przejmująco i nieodwołalnie: „Urząd Woje­wódzki Lubelski, Wydział Komunikacyjno-Budowlany Oddział Sztuki do mgra Zygmunta Dychtera. Lublin, 7.11.1938 r. W załatwieniu odwołania Pana z 16 sierp­nia br. od decyzji tutejszego urzędu z dn. 1.08.br., uzna­jącej dom przy ul. Staszica 4 w Zamościu za zabytek, Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Pu­blicznego, pismem z dn. 12.11. br. powiadamia tutejszy urząd, iż rzeczone odwołanie uwzględnia i decyzji Urzędu Wojewódzkiego Lubelskiego z dn. 1 sierpnia br. nie zatwierdza. Jakkolwiek dom ten jest jedynym pozo­stałym zajazdem z XVIII w. w Zamościu, jednak w sto­sunku do licznych i dobrze zachowanych zabytków tego miasta nie wykazuje wybitniejszych cech archi­tektonicznych, nie jest związany z żadnym faktem his­torycznym i nie wiąże się zespołowo z innymi domami zabytkowymi. Nadto, jak wynika z pisma Zarządu Miej­skiego m. Zamościa z dn. 25.05.br., dom ten jest w sta­nie wielkiego zniszczenia. Wprawdzie Urząd Woje­wódzki oświadcza w piśmie z dn. 26.09.br., że obecne zniszczenie i zaniedbanie domu dałoby się usunąć drogą normalnego remontu, nie wydaje się to jednak rzeczą łatwą. Zważywszy, że wartość zabytkowa domu jest bardzo względna, a właściciele nie posiadają fi­nansowych możliwości dla dokonania należytego remontu, Ministerstwo stwierdza, że ani strona meryto­ryczna, ani też praktyczna i gospodarcza, nie przema­wia za uznaniem domu tego za zabytek. Wobec powyższego, Ministerstwo decyzji Urzędu Wojewódzkie­go z dn. 1.08.br. nie zatwierdza i prosi o poinformowa­nie o tym stron”.

Reklama zamojskiego Hotelu Lwowskiego u Dichtera w Zamościu przy ul. Staszica 4, „Wędrowiec” z 1884 r.

Józef Dutkiewicz odczuwał zapewne sporą satysfakcję z poczucia dobrze spełnionego obowiązku i być może myślał sobie smętnie, jak łatwo być złym konserwa­torem zza ministerialnego biurka. I tylko starą oberżą, prawdziwą heroiną tej przedwojennej historii, nie mio­tały żadne sprzeczne uczucia, kiedy legła w gruzach późną jesienią roku 1938.

 

Przypisy                         

  1. Opisane fragmenty i cytaty pochodzą z dokumentów znajdujących się w Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Lublinie.
  2. Józef Edward Dutkiewicz (1903–1968) był z wykształcenia malarzem, historykiem sztuki i konserwatorem. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i w École du Louvre.

W latach 1935–1939 pełnił funkcję konserwatora okręgu lubelskiego, prowadząc prace przy restauracji Zamościa, Lublina i Kazimierza. Z jego inicjatywy powołano w Zamościu Komisję Artystyczno-Konserwatorską, niezbędną przy kompleksowych pracach konserwatorskich. Według jego projektu wykonano polichromię kamienic Rynku Wielkiego i ratusza w Zamościu. Opublikował wiele prac z dziedziny sztuki średniowiecznej,  nowożytnej i z konserwatorstwa.

  1. Zebrane zdjęcia zajazdu pod linkiem:

https://www.zamosciopedia.pl/index.php/zaa-zal/item/2380-zajazd-dichterow