Ks. Tomasz Petrykowski – kapłan na trudne czasy (1824 – 1907)

    Z Turobina do Zamościa
    Ks. Tomasz Józef Petrykowski urodził się 29 grudnia 1824 r. w Turobinie. W aktach cywilnych miejscowej parafii został zapisany, jako Tomasz Józef Petryka. Jego rodzicami byli Franciszek Petryka, organista miejscowego kościoła i Kunegunda z Sieciechowiczów. Został ochrzczony następnego dnia przez proboszcza ks. Andrzeja Gościckiego w obecności Michała Kołaczkowskiego dziedzica części wsi Jaślików i Tomasza Rychtera nauczyciela szkółki elementarnej w Turobinie. Z akt parafii turobińskiej wiemy, że miał młodsze rodzeństwo, siostrę i brata. W r. 1826 urodziła się Marianna, która została już zapisana, jako Petrykowska. Nazwisko Petrykowski otrzymał również Jan Władysław, ur. 12 grudnia 1829 r., późniejszy ksiądz, administrator parafii w Turobinie, gdzie zmarł w r. 1911, w wieku 82 lat. Wcześniej był proboszczem na parafiach w Sitańcu i Goraju. Dokładnie tego samego wieku dożył również ks. Tomasz Józef Petrykowski, który zmarł w Zamościu 25 stycznia 1907 r., jako prałat, dziekan i proboszcz parafii zamojskiej. Był również XXI infułatem zamojskim. Wyświęcony na kapłana w r. 1849. Zanim trafił do Zamościa był proboszczem w Garbowie i Czemiernikach, gdzie stanął w obronie prześladowanych unitów. Jako proboszcz parafii Garbów został 13 października 1874 r. odnotowany w aktach generalnego gubernatora warszawskiego i skazany na karę 25 rubli za chrzest dwóch synów unity Jana Kałana. W Czemiernikach, decyzją z  16 września 1889 r., zapłacił 50 rubli kary za to, że wbrew obowiązującemu zarządzeniu gubernatora lubelskiego pozwolił jednemu z alumnów seminarium diecezji lubelskiej święcić w Wielką Sobotę pokarmy wielkanocne i brać udział w ceremoniach Wielkiego Tygodnia. Pomimo kar wspierał unitów w Zamościu. W r. 1897 ochrzcił Jana Matryska, byłego unitę, a w1898 pozwolił go pochować na zamojskim cmentarzu. W dniu 24 lipca 1901 r. generalny gubernator warszawski, uwzględniając treść raportu gubernatora lubelskiego, skazał ks. Tomasza Petrykowskiego na 100 rubli kary za to, że ten pozwolił wikariuszowi Aleksandrowi Fijałkowskiemu urządzić procesję na cmentarzu katolickim, a następnie święcić pola. Ks. Tomasz Petrykowski płacił i robił swoje. W 1903 r. pozwolił swojemu wikariuszowi na pogrzeb byłej unitki – Marii Powązka, która na mocy obowiązującego prawa była prawosławną. Za ten czyn proboszcz parafii w Zamościu zapłacił 50 rubli kary. W aktach dotyczących księdza jest również enigmatyczna informacja bez daty, że biskup biskup lubelski Franciszek Jaczewski postanowił odznaczyć księdza infułacją, ale minister spraw wewnętrznych Rosji nie wyraził zgody. Infułatem jednak został w r. 1891.
    Ks. Tomasz Petrykowski, który przeżył dwa powstania narodowe (listopadowe i styczniowe), doczekał czasu odwilży w Rosji i na terenie b. Królestwa Polskiego. Zawsze był taki sam. Miał odwagę cywilną, był mądry, nieugięty i przewidujący w swoim działaniu. Wspominał Konrad Lipczyński, dzierżawca folwarku w Bortatyczach i autor pamiętnika z tego okresu: Już podczas wojny japońskiej w czasie procesji Bożego Ciała, gdy usłyszał śpiew kozaków za ogrodzeniem kościelnym, pełen gwizdów i nieprzystojnych zwrotów, posłał kogoś z administracji kościelnej, prosząc by uszanowali uroczystość religijną. Kozacy nie zwrócili na to uwagi i jeszcze głośniej kontynuowali swoje pieśni. Ks. prałat doszedłszy do ostatniego ołtarza, po odśpiewaniu ewangelii, zwrócił się do wiernych z pięknym przemówieniem proroczym i patriotycznym. Kończąc powiedział: Zaprawdę powiadam wam, niedługo będzie poskromiona ta buta. Zostaną poniżeni i opuszczą nas.
    Historia potwierdziła, jego słowa. Rosja poniosła sromotną klęskę z lekceważoną wcześniej Japonią. Kryzys wewnętrzny, masowe strajki zmusiły cara do szeregu ustępstw i wydania aktu tolerancyjnego. Po jego wprowadzeniu w życie nastąpił masowy exodus byłych unitów z cerkwi prawosławnej do kościoła katolickiego, szczególnie widoczny na terenie parafii ordynackich wpieranych przez ordynata Maurycego Zamoyskiego. Uzyskał on również w r. 1905 zgodę władz na wizytację w diecezji biskupa Jaczewskiego.
    To były wielkie dni
    W dniach 21 – 22.05.1905 r. biskup ordynariusz Franciszek Jaczewski odbył wizytację biskupią w Zamościu. Wizytacji towarzyszył ogromny entuzjazm wielotysięcznych tłumów ludzi z okolicznych powiatów, które koczowały wokół miasta. Konrad Lipczyński tak pisał: Banderię liczącą kilka tysięcy najlepszych koni prowadzili Kazimierz Hryniewicz i Stanisław Namysłowski. Setki panien ziemiańskich, wiejskiej i miejskiej inteligencji, ubranych na biało, czekało u bramy, od której procesją miano prowadzić biskupa. Uczestnicy banderii ubrani byli w białe chłopskie sukmany, przepasane amarantowymi szarfami. Z daleka sprawiało to wrażenie wojska kościuszkowskiego. Moskale pozwolili na straż obywatelską tak, że nie było widać żadnego policjanta. Na czele pochodu kroczył Karol Namysłowski ze swoją orkiestrą włościańską. Z pieśnią  – Kto się w opiekę poda Panu Swemu – pochód z procesją ruszył do Kolegiaty.
    Biskupa diecezjalnego powitał hr. Maurycy Zamoyski oraz włościanin z Kawęczyna, Wojciech Łazarczyk. Podniosłą mowę wygłosił Ludwik Sajkiewicz z Chyżej. Orkiestra Namysłowskiego odegrała fanfarę, zaś sprowadzony przez ordynata chór opery warszawskiej odśpiewał kantatę. Następnie pod baldachimem niesionym przez Romana Świdzińskiego z Łazisk, inż. Zborowskiego, mieszczanina Dziubę i włościanina Mnicha, a prowadzonym przez hr. Zamoyskiego i Łazarczyka, biskup Jaczewski wszedł do świątyni. Najszczęśliwsi dostali się do niej; słyszeli, jak siwiuchny niczym gołąbek, prałat ks. Petrykowski drżącym głosem, dziękował Pasterzowi za to, że odwiedził parafię, Bogu, że dał mu dożyć tak radosnych chwil; usłyszeli i odpowiedź Biskupa, jako czującego się niewymownie szczęśliwym z dzisiejszych spraw Kościoła katolickiego. Po uroczystych nabożeństwach odbył się bankiet, w którym wzięły udział wszystkie stany. Przybyli z Warszawy działacze narodowi i prasa. Był również fotograf podpisujący się lit. N (Ernest Neumann), który uwiecznił wielkie zgromadzenie w Zamościu na fotografii wykonanej po raz pierwszy w konwencji reportażu. Wydarzenia z wizytacji relacjonował cytowany wyżej Karol Hoffman dziennikarz Biesiady Literackiej (t. 59, nr 25 z 23 czerwca 1905 r.). Tydzień wcześniej Biesiada Literacka zamieściła zdjęcie z ingresu biskupa Franciszka Jaczewskiego do kolegiaty w Zamościu. Autorem zdjęcia był nieznany amator z Warszawy. Rozczłonkowanie materiału związanego tematycznie z wizytacją, świadczy dobitnie  o ingerencji cenzury.   
    Podczas bankietu generał gubernator warszawski przesłał depeszę zabraniającą dalszej wizytacji. Na skutek natychmiastowej interwencji hr. ordynata Maurycego Zamoyskiego, który wstał od stołu i samochodem udał się do Warszawy, udało się ten rozkaz zmienić. Wieczorem pierwszego dnia wizytacji, jak relacjonował korespondent warszawskiego tygodnika Kronika Rodzinna, … iluminowano pięknie fronton kolegiaty, dzwonnicę i ogrodzenie, na cmentarzu palono ognie bengalskie, a z krużganku dzwonnicy puszczano rakiety. Pięknie też wyglądał transparent z monogramem Ekscelencji. Przybyłe na tę uroczystość z odległych okolic kompanie, nie opuszczały cmentarza, lecz przez całą noc pod figurą Bogurodzicy śpiewały na jej cześć, pobożne pieśni. W dniu 22 maja biskup bierzmował od godziny 7 do 10:30 przed południem oraz od 6 do 8:30 po południu i zakończył wizytację.
    O wielkim wydarzeniu w Zamościu napisał również po latach w Kurierze Poznańskim, niejaki Rawicz, który będąc małym chłopcem był świadkiem niezwykłego przejazdu przez bramę lubelską licznej banderii oraz sześciokonnej karety ordynackiej z Klemensowa wiozącej biskupa Jaczewskiego do kolegiaty (w zał.).
    Dla sędziwego ks. infułata Tomasza Petrykowskiego rok 1905, był też wyjątkowy z drugiego powodu. Trzysta lat temu, 3 czerwca 1605 r. zmarł założyciel miasta, fundator kolegiaty i akademii, wielki kanclerz koronny i pierwszy ordynat – Jan Zamoyski. Uroczystości rocznicowe odbyły się  2 czerwca 1905 r. Tego dnia o godzinie 11:00 w kolegiacie zamojskiej odprawiono uroczyste nabożeństwo żałobne celebrowane przez ks. prałata Tomasza Petrykowskiego w asyście księży wikariuszy Fijałkowskiego, Zawistowskiego i Sołuby. Korespondent warszawskiego tygodnika Zorza tak pisał: Na nabożeństwie byli obecni, ordynat Maurycy hr. Zamoyski, August hr. Zamoyski z małżonką, cały zarząd ordynacji, liczni przedstawiciele obywatelstwa ziemiańskiego i mieszczan, a kościół wypełnili włościanie. Byli również obecni księża zamiejscowi, Grabarski, Ziembiński i Płodowski. W imieniu obywateli Zamościa hołd prochom złożyli pp. Jurkiewicz i Kłossowski składając na grobie wspaniały wieniec z szarfami. Urzędnicy zamiast wieńca zebrali 150 rubli na głodnych. Ceremonię zakończono modłami odprawionymi w podziemiach przy trumnie ś.p. Wielkiego Kanclerza. Cała uroczystość wywarła na zebranych ogromne wrażenie. Kościół był przybrany cyprysami i zielenią. Do uświetnienia uroczystości znakomicie przyczyniła się orkiestra zwierzyniecka. 
    Na przełomie wieków ks. Tomasz Petrykowski  obchodził swój osobisty jubileusz, 50 – lecie kapłaństwa. Z tej okazji otrzymał od duchowieństwa okolicznościowe tableau, a od parafian album. Na podstawie zachowanych fotografii, możemy sądzić, że był tej dziedziny sztuki pasjonatem. Kilka z nich jest w zbiorze Galerii Starej Fotografii Adama Gąsianowskiego w Zamościu.
    Ks. infułat Tomasz Petrykowski zmarł 21 stycznia 1907 r., w 57 roku posługi kapłańskiej. Świadkami jego śmierci byli Antoni Anusewicz, organista, Józef Czernicki, właściciel pobliskiej kamienicy oraz ks. Walenty Zawistowski, wikariusz kolegiacki. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Zamościu.
Krzysztof Radziejewski
Wykorzystano materiały ze zbiorów: Archiwum Państwowego w Zamościu (Akta stanu cywilnego Parafii Rzymskokatolickich w Turobinie i Zamościu), Andrzeja Kędziory (Zamościopedia), Adama Gąsianowskiego (Galeria Starej Fotografii), Krzysztofa Radziejewskiego (zbiory własne).
Rawicz Świetlista tęcza
(„Kurier Poznański” nr 368. 14 VIII 1938)
To było dawno, przed trzydziestu kilku laty w Zamościu. Byłem wówczas młodym chłopcem i patrzyłem na świat oczami dużego dziecka. I może dlatego ten obraz kolorowy pozostał mi w pamięci do dziś dnia. Jak świetlista tęcza.
Spadło to na mnie nagle, niespodziewanie. Przewaliło się przed zdumionymi, rozjaśnionymi z zachwytu oczami, jak burza, jak huragan … Wypadło zza węgła, zza starej fortecznej bramy hetmańskiego Zamościa. Zostałem sam przy koniach. Rodzice poszli po sprawunki, stangret Filip oddał mi lejce do trzymania i poszedł na piwo. W mieście był tłok, a ja nie wiedziałem dlaczego. Filip mówił, że jest jarmark. Przez ulice trudno było się przedostać. Więc zostałem na bryczce, przy koniach i byłem z tego bardzo zadowolony. Bardzo lubiłem konie.
Tłumy przy bramie rosły. Tłok robił się coraz większy, a ze wszystkich stron ciągnęły wciąż nowe i nowe masy ludzi. Patrzałem ciekawie, gdyż nagle wśród tłumu rozległo się wołanie: – Jedzie ! Jedzie ! Ale kto jechał, nie mogłem się dowiedzieć od nikogo. Wszyscy byli bardzo zajęci, a ja musiałem pilnować koni.
Aż tu nagle, gdzieś z daleka rozległ się huczący tętent końskich kopyt, zza węgła wypadła żywa kolorowa, świetlista tęcza. Naprawdę ! I zrobił się taki kurz, że widziałem tylko rozwiane białe świtki, słomkowe chłopskie kapelusze, a przy nich pęki pawich piór i kolorowych wstążek. Przelecieli i zniknęli. I znowu zatętniły kopyta. Brązowe kapoty hrubieszowskie, na głowach „cztery powiaty piąta gubernia” z pękami kolorowych wstęg. Wśród tłumów na szosie poruszenie. I nagle, jak kłosy żytnie falują głowy w pokłonie. Zaprzężona w sześć siwków ordynackich z Klemensowa kareta jedzie, otoczona pocztem towarzyszy pancernych. Naprawdę ! Skrzydła mają u boków, na piersiach srebrzyste blachy, na głowach hełmy wysokie. A w oknie karety twarz widać uśmiechniętą, w fioletach. Za karetą pochód chłopskiej banderii jedzie z całej Lubelszczyzny. Spod Krasnegostawu i spod Janowca, i Zwierzyńca i Goraja. Spod Modliborzyc i spod Hrubieszowa. Każda gmina w innych strojach i każdy powiat.
I myślałem wtedy, że to już Polska wstaje. Ale to nie była Polska. Ojciec mi powiedział, że to był biskup Jaczewski z Lublina, przyjechał na objazd swojej diecezji. I były to pierwsze odwiedziny polskiego biskupa w Chełmszczyźnie – od wielu, wielu lat niewoli.
Ks. Tomasz Petrykowski (1824 – 1907). Fot. Jan Strzyżowski. Galeria Starej Fotografii Adama Gąsianowskiego w Zamościu

Franciszek Jaczewski, Biskup Diecezji Lubelskiej (1832 – 1914). Domena Publiczna

Orkiestra włościańska w Zamościu. Podług fotogramu Strzeleckiego. Tygodnik Ilustrowany 101 (1315) 06.12.1884

Wizyta pasterska biskupa Franciszka Jaczewskiego w Zamościu w 1905 r. W zgromadzonym tłumie widać wyraźnie czoło banderii konnej prowadzonej przez dwóch jeźdźców (Kazimierz Hryniewicz i Stanisław Namysłowski) w kierunku Bramy Szczebrzeskiej. Jej uczestnicy są ubrani w białe chłopskie sukmany przepasane szarfami. W głębi widoczna dzwonnica kolegiaty (Fot. ze zbiorów Muzeum Zamojskiego w Zamościu)
Ingres biskupa Franciszka Jaczewskiego do kolegiaty w Zamościu (21.05.1905 r.). Fot. amatora p. N.N. z Warszawy. Opis: Na czele szły bractwa z chorągwiami, dalej orkiestra Namysłowskiego za nią duchowieństwo w liczbie czterdziestu księży. J.E. ks. Biskupa pod pięknym baldachimem podtrzymują Maurycy hr.Zamoyski  i włościanin Sierkowski. Baldachim unoszą przedstawiciele miast i wsi: radca Świdziński, inżynier Zborowski, mieszczanin Kobos i włościanin Łazarczyk. Przed J.E. ks. Biskupem kilkadziesiąt dziewczątek zaściela drogę kwiatami. Przeszło dwieście panien w bieli , przybranych w kwiaty, otacza baldachim wspaniałym wieńcem.  Za: Biesiada Literacka, t.59, nr 24 (16 czerwca 1905)
polecamy także artykuł: Wizytacja kanoniczna Biskupa F. Jaczewskiego w Zamościu. | (przewodnicyzamosc.pl)