Powracając do niezwykłej osoby-instytucji budowlanej, czyli Józefa Czernickiego, który w znacznej mierze kształtował wygląd Zamościa na przełomie stuleci, zachęcam do spaceru ulicą Ślusarską, obecnie Żeromskiego – od „Centralki” ku kolegiacie. Będzie to trasa pokrywająca się dokładnie z cennym widokiem utrwalonym na kliszy fotograficznej przez Kazimierza Strzeleckiego. Pochodzi ona z lat siedemdziesiątych XIX wieku, a więc rejestruje stan nieco wcześniejszy od tego, o którym zamierzam opowiedzieć.
Zamość, K. Strzelecki, widok na ul. Ślusarską (obecną Żeromskiego) i poprzeczna ul. Panieńską (obecną B. Moranda)
Znajdujemy się zatem koło obecnego „ogródka milicyjnego”, gdzie wówczas znajdowała się ujeżdżalnia otoczona solidnym parkanem, należąca do tzw. Klubu, czyli resursy w dawnym kościele i klasztorze Klarysek. Był to lokal gromadzący elitę mieszczańską Zamościa: kupców, właścicieli nieruchomości oraz przedstawicieli wolnych zawodów, w którym organizowano spotkania towarzyskie i bale karnawałowe.
Zamość, plany dot. przekształcenia d. kościoła Klarysek p.w. św. Anny przy ul. Kościuszki, późniejszego budynku Urzędu Policji na budynek Powiatowej Kasy Oszczędności, 1927 r., WAPL
Przy przechodzeniu poprzeczną ulicą Panieńską (obecnie B. Moranda) radzę zatrzymać wzrok na widocznym na pierwszym planie staroświeckim, małomiasteczkowym, obszernym domostwie z naczółkowym dachem gontowym i malowniczymi, z dzisiejszego punktu widzenia, okiennicami (teraz stoi w tym miejscu kamienica zajmowana wcześniej przez Wojewódzkie Archiwum Państwowe i redakcję „Kroniki Zamojskiej”).
Zamość, fot. Bogumiła Sawa, narożna kamienica na ul. Mornada 4-6, dawniej mieszcząca Archiwum Państwowe i redakcję „Kroniki Zamojskiej”
Trudno na fotografii dojrzeć zwartą zabudowę murowaną. Owszem, widać zabudowę gospodarczą i niskie drewniane domy. Ten to właśnie zakątek upatrzył sobie Józef Czernicki i zaczął go „meblować” po swojemu, na miarę własnych ambicji i możliwości gotówkowych. A te ostatnie musiały być spore, gdyż kupił od razu kilka sąsiadujących ze sobą działek przy ulicach: Panieńskiej, Ślusarskiej (obecnie Żeromskiego), Ogrodowej (obecnie Kościuszki). Na jednej (obecnie Żeromskiego 9), gdzie mieścił się sklep mięsny, stał już murowany dom parterowy, w którym postanowił urządzić publiczne łazienki. Jednocześnie zamierzał dobudować piętro mieszkalne. Stosowny projekt wykonał w 1889 r. wspomniany już wielokrotnie inż. architekt Władysław Sienicki.
Zamość, plany łazienek inż. architekta Wł. Sienickiego z 1889 r. wykonane na zlecenie Józefa Czernickiego
Jest wielce prawdopodobne, iż parter tego budynku o dwóch narożnych arkadowych portalach, ujętych w boniowane pilastry i zwieńczone trójkątnymi szczytami z profilowanymi gzymsami, legitymuje się znacznie starszą metryką, sięgającą XVII stulecia. Potwierdzają tę hipotezę zachowane sklepienia piwnic oraz części nadziemnej. Być może był to niegdyś dom piętrowy, obniżony później brutalnie przez pożar. Architekt Sienicki i tym razem uszanował formy historyczne. Pomysł ujednolicenia parteru do nowych potrzeb jest jego kolejnym sukcesem zawodowym. Wprowadzenie półkolistych, „łazienkowych” okien, ozdobionych wąskimi opaskami odpowiadającymi wielkością obydwu skrajnym portalom, kontrastującym z oknami wyższej kondygnacji o stylowych kamiennych nadprożach, tworzyło niebanalną całość. Tuż nad nimi zaproponował widoczną z daleka mosiężną tablicę z napisem w języku rosyjskim „Kupalni”, co oznaczało „Łazienki”. Zachowała się ona do dzisiaj, z tym jednak, że treść została zmodyfikowana. Tak więc (sprawdźmy to koniecznie!) nowy, krótki tekst autorstwa Józefa Czernickiego brzmi następująco, no i oczywiście po polsku: „J RO 1890 KU. C”. Pierwsza i ostatnia litera to inicjały właściciela, natomiast pozostałe stanowią datę przebudowy.
Zamość, fot. Wiesław Smyk, ul. Żeromskiego 9, stan na 2013 r.
W parterze od ulicy znajdowały się cztery prostokątne pomieszczenia z wannami oraz jedna duża izba, zwana aparatownią, regulującą dopływ ciepłej i zimnej wody. Studnia zlokalizowana była w piwnicy, natomiast odpływ zużytej wody do miejskiego rynsztoka odbywał się za pośrednictwem żelaznej rury. Na piętrze powstało wygodne czteropokojowe mieszkanie z gabinetem, stołowym, gościnnym i sypialnią.
Zamość, fot. B. Sawa i W. Smyk, ul Żeromskiego współczesny widok kamienicy d. łazienek
Patrząc obecnie na elewacje dawnych łazienek nasuwa się uwaga, że w tym przypadku czas nie był dla nich zbyt okrutny i bez większych trudności rozpoznajemy pierwszą zamojską łaźnię z przełomu stuleci. Popatrzmy raz jeszcze na archiwalne zdjęcie ulicy Ślusarskiej i Panieńskiej. Na początku bieżącego stulecia były to, mówiąc z pewną przesadą, ulice Józefa Czernickiego. Właściciel kilku tamtejszych działek przystępował właśnie do kolejnej wielkiej inwestycji. Zaczął się rok 1906 i w ciągu dwóch lat na rogu obecnych ulic Moranda 6 i Kościuszki 8 wyrósł kolejny zamojski pałac – prywatny dom czynszowy pana Józefa. Autor projektu i architekt Julian Cieszkowski czynnie uczestniczył w życiu miasta, był m.in. członkiem i założycielem Zamojskiego Towarzystwa Muzyczno-Dramatycznego. I tym razem nie omieszkał Czernicki uwiecznić swego nazwiska i roku budowy (1907) na mosiężnej tablicy umieszczonej na szpiczastej wieżyczce. Dzisiaj ten dom o klasycystycznej dostojnej elewacji frontowej, o zaokrąglonym południowo-wschodnim narożniku, przeżywa drugą młodość. Zdjęte rusztowania odsłoniły całą jego dawną urodę, chociaż stuknęła mu już osiemdziesiątka. Zaliczony do młodszej generacji zamojskich zabytków, jest wymownym argumentem potwierdzającym uniwersalną, lecz jakże niechętnie uświadamianą sobie przez ludzi prawdę – że zapracowując się dla siebie, działamy w istocie dla innych, i to zarówno dla współczesnych, jak i dla przyszłych pokoleń.
Zamość, fronton i plany kamienicy narożnej przy ul. Kościuszki 8 i Moranda 6
Józef Czernicki pozostawił nie tylko ogromny materialny dorobek swego długiego życia. Oprócz ściśle wymiernych wartości użytkowych, tkwią w nim jeszcze nie mniejsze walory estetyczne, kulturowe i obyczajowe, będące wymowną ilustracją nieprzeciętnej życiowej aktywności jednostki w określonych warunkach historycznych. Ten „miniaturowy” kanclerz Jan Zamoyski końca XIX i początku XX wieku pozostawił po sobie jeszcze coś, co bardzo rzadko udaje się ludziom: wartościowe i liczne potomstwo. Spośród dziewięciorga dzieci, czterech synów uprawiało tzw. wolne zawody, służąc na co dzień swoją wiedzą i zdolnościami mieszkańcom miasta. Wszyscy też mają już teraz – wraz ze swoim ojcem – zarezerwowane miejsce w przyszłym słowniku biograficznym naszego miasta.
Oto jeden z nich – Konrad Leon, magister farmacji, prowadził nieistniejącą już aptekę w Rynku Wielkim przy ul. Staszica 27. Charakterystyczną sylwetkę cenionego lekarza Józefa Czernickiego juniora (1892–1972) pamiętają jeszcze z pewnością starsi zamościanie. Trzeci z braci – Tomasz (1886–1947) –ukończywszy wydział prawny na jednym z uniwersytetów rosyjskich, po odzyskaniu niepodległości prowadził kancelarię adwokacką przy ulicy Kościuszki 7. Przez 11 lat wybierano go członkiem Rady Miejskiej, Sejmiku i Wydziału Powiatowego. Bardzo kochał rodzinne miasto, dokumentując to na każdym kroku i przy każdej okazji. Z jego inicjatywy powstał nasz piękny park. Przyczynił się do zorganizowania szkoły rolniczej w Janowicach oraz domu ludowego w byłym kościele Franciszkanów. Miejski dom czynszowy u zbiegu ul. Lubelskiej i Sadowej, drukarnia i elektrownia to również po części jego dzieła. Był założycielem Zamojskiej Spółdzielni Mleczarskiej, a potem jej prezesował. Oprócz tego znajdował czas na pisywanie licznych aktualnych artykułów do „Ziemi Zamojskiej”, mających już dzisiaj wartość dokumentu. U schyłku życia zgotował mu los Rotundę i Oświęcim.
Zamość, fot. Ułasewicz, ul. Kościuszki 7, (poniżej 7 a) 1890 r. – plany 1878 – WAPL
Młodzi Czerniccy, zafascynowani osobowością ojca, starali się podobnie jak on pomnażać majątek rodzinny, lecz czynili to w nieco inny sposób. Kiedy tuż przed pierwszą wojną światową nadarzyła się okazja kupna pięknego narożnego pałacyku miejskiego i sąsiedniej osiemnastowiecznej kamieniczki przy ul. Kościuszki 7a, aptekarz Leon Czernicki bez wahania zainwestował w interes ponad 21 000 rubli. Oczywiście nie poprzestał na tym i już w 1914 r. chodzili zamościanie do jednego z pierwszych w mieście kinematografów, które to urządzenie zainstalował w kamieniczce pan magister. Nie znamy przyczyn likwidacji kina, ale faktem jest, że w 1925 r. było ono już zamknięte. Nie znaczy to wcale, że opróżniony lokal stał opustoszały. Owszem – kolejny właściciel, czwarty z braci, inżynier Stefan Czernicki, któremu nie zbywało na ojcowskiej przedsiębiorczości, umieścił tam fabrykę szczotek „o napędzie elektrycznym”. Gotowe wyroby sprzedawano na miejscu w wydzielonym pomieszczeniu, zwanym kantorkiem. Na poddaszu kamieniczki znajdowały się skład surowca, pracownia ręczna oraz magazyn wyrobów gotowych.
W 1916 r. cała nieruchomość przeszła na własność wspomnianego już mecenasa Tomasza Czernickiego. Nowy gospodarz wydzierżawiał lokale różnym instytucjom, organizacjom i rzemieślnikom. Znalazła tam wtedy lokum m.in. artystyczna introligatornia Jana Ogórkiewicza, wykonująca usługi w zakresie oprawy i konserwacji książek, obrazów i grafiki, a nawet „katalogowania bibliotek”. Miały również swoje siedziby Ajentura Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Polonia” oraz sekretariat Stronnictwa Narodowego.
I na tym można by zakończyć opowieść o rzutkim panu Józefie i jego synach, gdyby nie fakt, że wśród odnalezionych w Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Lublinie, dziewiętnastowiecznych projektów architektonicznych zachował się m.in. projekt dotyczący wymienionego wyżej pałacyku przy ul. Kościuszki 7. Podobnie jak w przypadku kamienicy Tellaniego (zob. artykuł w poprzednim numerze), było to znalezisko spóźnione o kilka lat. Projekt ten nie może być już wykorzystany do wiernego odtworzenia pierwotnego stanu. Szczegóły, zatarte przez uciekający czas, pozostaną tylko na papierze i może jeszcze w naszej pamięci, gdy będziemy konfrontować zamieszczony tu rysunek z jego materialnym wcieleniem. I oto teraz ustawione wokół niego rusztowania zapowiadają gruntowną kurację odmładzającą – pierwszą, a kto wie, czy nie ostatnią. Zarówno pałacyk, jak i sąsiednia kamienica pod nr. 7a mają już pokaźny bagaż lat. Zanim jednak w ich życie wkroczyli 70 lat temu młodzi wówczas Czerniccy, ten rejon miasta posiadał już ponad trzystuletnią dramatyczną przeszłość.
Na początku XVII stulecia stały tutaj, czyli przy ówczesnej ulicy Wodnej, podcieniowe drewniane domy rzemieślników najprzeróżniejszych profesji. Trudno dzisiaj dociec, czy owe dwie narożne parcele należały do Mikołaja Szabelnika, Matwieja Szklarza czy Wincentego Przekupnia. Faktem jest natomiast, że tamtejsze domostwa już wtedy otaczały od południa jedyne w mieście sady, skąpane w słońcu i nachylone ku fortyfikacjom. Ten właśnie wyjątkowy, nieco podmiejski charakter przyciągał szlachtę, która decydując się na osiedlenie w super bezpiecznej twierdzy, najchętniej w tym miejscu budowała swoje dworki. U schyłku XVII wieku mieszkali w jednym z nich „Ich Moście panowie Łęscy”: miecznik żytomierski Jerzy i podczaszy latyczowski Józef. Niezwykle groźny pożar całej południowej części miasta spopielił jednak w 1708 r. ten i 70 innych domów. Dworek miecznika i podczaszego, prawdopodobnie drewniano-murowany, z obszernymi sklepionymi piwnicami, nie nadawał się do zamieszkania. Pozostały tylko resztki podwójnych wrót „na progu dębowym”, okopcona sklepiona sień, pomieszczenie od strony sióstr franciszkanek z drzwiami i kratą żelazną w oknie oraz „kuchenka” z piecykiem pozbawiona dachu.
Kilkanaście lat później nie ma już w Zamościu śladu po braciach Łęskich, a ich majętność jest bezpańska i opuszczona. Dopiero po kilkudziesięciu latach, w drugiej połowie XVIII wieku wszedł w jej posiadanie Piotr Lubowiecki, który plac oczyścił i zbudował piętrową kamieniczkę stojącą do dzisiaj. Jego własnością była również rozległa narożna parcela od strony wschodniej, wydzierżawiona przez właściciela. Jeden z dzierżawców, lekarz cyrkułu zamojskiego Filip Proszke posiadał tam swoje stajnie i wozownie.
Na początku XIX stulecia kupił kamieniczkę Lubowieckiego profesor retoryki miejscowego Liceum Królewskiego Jan Birner, a następnie należała do Katarzyny Sztembergowej. Oblężenie fortecy w 1813 r. wywarło fatalny wpływ na budynek. Zniszczonym domem i ogrodem zajął się zięć właścicielki, oficer Józef Surzycki. Po remoncie uszkodzonych murów ogrodził całą posesję i posadził drzewa owocowe. Oczyszczoną z gruzów część parceli, przylegającą do umocnień fortecznych, zajęło jednak wojsko (bez odszkodowania) pod budowę piekarni i podwórze dla koszar artylerii. W 1820 r. urodził się w tym domu Julian Surzycki (zm. 1882), w przyszłości zdolny inżynier wojskowy i konserwator zabytków Kaukazu, pisarz (dwutomowy „Obraz Dagestanu”), artysta malarz oraz autor libretta do ogólnie znanej opery „Wanda” wielkiego kompozytora czeskiego Antoniego Dworzaka.
Surzyccy posiadali kamieniczkę do roku 1848, po czym sprzedali ją lekarzowi wojskowemu Józefowi Sołtanowi. Musiała być wówczas bardzo starannie utrzymana, skoro wpadła w oko znanej pamiętnikarce warszawskiej Paulinie Wilkońskiej. Żona wybitnego humorysty Antoniego Wilkońskiego, więzionego w Zamościu, tak pisze o domu Sołtana: „Niedaleko wałów, fary i Bramy Szczebrzeskiej stała kamieniczka. Z dwóch stron otaczał ją ogród z rosnącymi wielkimi gruszami, jabłoniami, agrestem i porzeczkami. Było też kwiatków nieco”.
W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych (1854–1867) posiadali ją bogaci Żydzi, Luksemburgowie: najpierw Abraham, a później Eliasz – dostawca różnych produktów dla wojska oraz, co ważniejsze, ojciec Róży Luksemburg (1870–1919). Jednakże nie tutaj się ona urodziła, bowiem w 1870 r. kamienica należała już do doktora medycyny, Pawła Onacewicza.
W następnych latach mieli ją kolejno: rzeźnik Ignacy Zakrzewski, pop Mikołaj Straszkiewicz i od 1878 r. generał Mikołaj Kannabich, burmistrz Zamościa i komendant garnizonu w czasie powstania styczniowego. I on właśnie postanowił wybudować na pustej od 1709 r. narożnej parceli obok kamieniczki, po jej wschodniej stronie, okazały, piętrowy pałacyk generalski według projektu architekta Władysława Sienickiego. Murowano go bardzo solidnie i starannie, sprowadzając m.in. z Galicji wysokiej klasy fachowców kamieniarzy. Oddany do użytku, liczył 40 izb wynajmowanych za wysoki czynsz roczny. Pięć pokoi zajmował sam właściciel. Dodatkowy dochód przynosił generałowi „hurtowy magazyn spirytusu” zbudowany na obszernym dziedzińcu.
Skoro jesteśmy w obrębie Starego Miasta, przyjrzyjmy się jeszcze innym przykładom XIX-wiecznej zamojskiej architektury. Kilkadziesiąt lat temu wkraczała ona przebojem, jako nowoczesna i awangardowa, w zaśniedziały i staroświecki, ale jakże piękny Rynek Wielki i przyległe do niego uliczki.
Co z tego wynikło – następnym razem.
Dr Bogumiła Sawa, artykuł obecnie wzbogacony o nowe zdjęcia ukazał się wcześniej w Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym nr 1 (19), 1989, s. 28-33
______________________________________________________________________________________________________________