Informujemy, że Pani Ewa Dąbska nadesłała do naszej Redakcji kolejny artykuł śp. dr Bogumiły Sawy, zapoczątkowujący tzw. „diamentową serię” odkryć Pani Sawy w lubelskim archiwum. Dzięki uprzejmości Pani Dąbskiej przypominamy pierwszą część z tych artykułów, które po raz pierwszy ukazały się 35 lat temu w Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym – cz. 1 – Nr 3 (17) z 1988 r. (s. 13-19). Artykuł uzupełniają nowe zdjęcia dokumentów, pozyskane przez dr Sawę już po opublikowaniu artykułów.
_____________________________________________________________________________________________________________
Historyk, tak jak każdy człowiek, bywa w życiu autentycznie szczęśliwy zaledwie kilka razy. Nie tak dawno i ja doświadczyłam tego uczucia, a było to tak.
Jest w Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Lublinie ogromny zespół akt Lubelskiego Rządu Gubernialnego z lat 1867–1918. Wystarczy uzmysłowić sobie, że liczy 57 600 jednostek archiwalnych, które ustawione na półce zajęłyby w prostej linii blisko pół kilometra. Ten bezcenny zbiór dokumentów dopiero od niedawna stał się w pełni dostępny dla historyków. Główną przyczyną był brak nowoczesnego katalogu-inwentarza, ułatwiającego „żeglowanie” w pożądanym kierunku po dosłownie bezkresnym morzu wiadomości.
Opracowany kilka lat temu przewodnik otworzył wreszcie ów unikalny sejf, pozwalający zrekonstruować przeszłość Lubelszczyzny z przełomu stuleci. Jeden z jego zakamarków kryje naszą rodzimą, zamojską „archiwalną biżuterię”, pośród której jest wiele naprawdę cennych, a jeszcze nieznanych „diamentów”. Kilka z nich udało mi się odnaleźć podczas ostatnich poszukiwań i to jest właśnie to moje szczęście.
Zamość, plan budowy domu Nr 111 (obecna ul. Kołłątaja 4) Temy Waks na hotel „Wiktoria”
Oglądam kilkaset kolorowych planów i projektów architektonicznych z tamtych lat. Mieli je obowiązek sporządzać zamożni mieszczanie przystępujący do budowy nowych domów, względnie gruntownie przebudowujący już istniejące. Jest to zatem barwny obraz zamojskiego budownictwa, które w większości przypadków powinno dotrwać do dnia dzisiejszego w mało zmienionym stanie. Tymczasem cóż się okazuje? Już bardzo pobieżny rekonesans w obrębie Starego Miasta, który przeprowadziłam niedawno z reprodukcjami wspomnianych starych projektów w ręku, uświadomił mi, jak bardzo niszcząca jest ręka czasu, stosunkowo niezbyt długiego, w odniesieniu do budynków i pomagających mu w tym ludzi.
Zamość, plan fasady frontowej Hotelu „Wiktoria” (ul. Kołłątaja 2) czynnego w latach 1899-1941
Z dwóch prezentowanych niżej planów: teatru oraz hotelu, zachowały się jedynie nędzne resztki widoczne na zdjęciach. Sprawa ma się po prostu tak, że owe wizerunki, pozbawione podpisów i lokalizacji, mogą być dzisiaj zidentyfikowane tylko w niewielkim procencie. Tak więc 100 lat temu było to zupełnie inne miasto i w tym kontekście wartość odnalezionych projektów jest jeszcze większa. Obecna rekonstrukcja odbywa się bowiem z konieczności według skażonej w ciągu stulecia pierwotnej linii, deprecjonującej umiejętności i talent ówczesnych architektów. Szkoda, że „papierowy” dziewiętnastowieczny Zamość odnalazł się tak późno, kiedy nie ma już możliwości przywrócenia tym niejednokrotnie naprawdę pięknym obiektom dawnego uroku i nastroju. Wszystkie te budynki straciły jeszcze w ciągu owych 100 lat coś o wiele cenniejszego, a mianowicie swoją tożsamość w sensie pierwotnego przeznaczenia. Jej odtworzenie oraz prezentacja reprodukcji kilku najciekawszych projektów architektonicznych ze wspomnianej kolekcji wprowadzi nas z łatwością do wciąż mało jeszcze znanego tamtego Zamościa, ówczesnej stolicy powiatu rozległej guberni lubelskiej.
Zamość, plan fasady bocznej Hotelu „Wiktoria” od strony ul. Ratuszowej
Miasto przedstawiało wtedy dziwny konglomerat starych, historycznych gmachów, nowszych zabudowań fortecznych i owianych ciszą, zaniedbanych kościołów. Żurnalista „Kuriera Lubelskiego” w sierpniu 1869 r. z żalem żegnał „piękną fortecę srożącą się basztami i strzelnicami”, które to, jako już niepotrzebne, z hukiem wysadzono w powietrze. Ogólna fizjonomia miasta nie uległa jednak zmianie. Tu i ówdzie, a zwłaszcza w Rynku Wielkim zachowane jeszcze nieliczne stare domy z płaskimi dachami i „ozdobnymi przymurzami” nadawały mu ciągle „charakter starożytny”. Jeden z takich „ostatnich Mohikaninów” złotego wieku (XVII) zamojskiej architektury mieszczańskiej dożywał właśnie końca swoich dni przy ulicy Stolarskiej, pod numerem policyjnym 19.
Było to we wrześniu 1880 r. Przed oryginalną, „w dawnym guście” narożną kamienicą rynkową – róg Stolarskiej i Panieńskiej, czyli obecnych Staszica i Moranda – stało trzech mężczyzn: właściciel, żywo gestykulujący kupiec żydowski Aszer Feldman, architekt powiatowy Władysław Sienicki i mistrz murarski Feliks Konarski. Ten ostatni, dokonawszy jej oględzin, orzekł, że istniejące fundamenty udźwigną z łatwością drugie piętro, które zamierzał nadbudować Feldman. Architekt, autor projektu przebudowy, patrzył na budynek z niekłamanym żalem. Pan Aszer życzył sobie bowiem, aby zlikwidować niemodną i już niepotrzebną, a do tego bardzo zniszczoną ozdobną ściankę nad frontonem domu od strony ulicy Panieńskiej oraz dekoracyjny, lecz też niemiłosiernie zdezelowany fryz nadokienny od rynku. Sienicki musiał się zgodzić, ale czynił to z ciężkim sercem. On jeden z tej trójki znał wyjątkową wartość obu elewacji. On jeden tak bardzo chciał je ocalić i znalazł w końcu sposób. Oto kreśląc projekt przebudowy dołączył do niego rysunek dokumentujący dotychczasowy stan domu. Wielka szkoda, że nie dowiedział się nigdy, jak niezwykłego dokonał dzieła. Była to bowiem pierwsza szczegółowa, wykonana przez fachowca wysokiej klasy inwentaryzacja osiemnastowiecznej zamojskiej kamienicy, z zachowaną jeszcze wtedy oryginalną attyką i podokiennym fryzem z XVII stulecia. Jako taka stanowi ona koronny dokument wzbogacający dotychczasową wiedzę o architekturze dawnego Zamościa, w sposób jednoznaczny eliminując margines wyobraźni i „twórczych analogii”, konieczny podczas rekonstrukcji niezachowanych form architektonicznych, który jakże często rozmija się z prawdą. Jest to ponadto pierwszy kompletny wizerunek zamojskiej attyki z jej częścią dolną – cokołem, i górną, zwaną koronką lub grzebieniem. Bo cóż dotychczas o niej, o zamojskiej attyce, wiedzieliśmy…
Zamość, attyka na starej frontowej fasadzie kamienicy Telanowskiej – widok od strony ul. Moranda (d. Panieńskiej)
Oprócz istniejących w szczątkowej postaci kilku cokołów, nie dotrwał do dzisiaj ani jeden grzebień. Poza tym mamy jeszcze do dyspozycji zaledwie parę przekazów ikonograficznych o bardzo zróżnicowanej jakości. Najbardziej wartościowy, z 1801 r., odnalazł na początku lat siedemdziesiątych w archiwum radomskim Krzysztof Dumała. Rysunek pomiarowy przedstawia narożną kamienicę w zachodniej pierzei rynku, u zbiegu z ulicą Grodzką [Rynek Wielki 5a]. Sporządzający go anonimowy inżynier wojskowy pominął wprawdzie płaskorzeźbioną dekorację cokołu, ale ogólny zarys i rozczłonkowanie grzebienia dają pojęcie o jego wyglądzie.
Zamość, Kamienica Skarbowa (ordynacka) Rynek Wielki 5 a, 1809 r. – plan koszar dla saperów
Znacznie mniejszy stopień dokładności posiadają rysunki sławnego Michała Elwiro Andriollego (1888 r.) i obraz Władysława Wilczyńskiego (1853 r.), odnoszące się do attyk kamienic ormiańskich oraz domu przy ulicy Przybyszewskiego [obecnie Kolegiackiej 14]. Pewien walor ma jeszcze także archiwalne zdjęcie fotograficzne kamienicy Pod Madonną, ukazujące cokół według stanu z końca ubiegłego stulecia, wykonane jednakże po zburzeniu samej koronki.
Zamość, ul. Kolegiacka 14 wg E. Andriollego, 1882 r.
Zamość, ul. Kolegiacka 14 według M. Zaleski, 1848 r.
Już na pierwszy rzut oka attyka kamienicy przy ulicy Staszica 23, zwanej także domem Telaniego, jest nadzwyczaj malownicza i niemal wytworna w swojej harmonijnej prostocie. Spełniała jednocześnie funkcję konstrukcyjną (podtrzymywanie pogrążonego dachu) oraz artystyczną (zamknięcie bryły kamienicy formą poziomą). Jest też zarazem, a może przede wszystkim pięknym dziełem sztuki kamieniarskiej pierwszych dziesięcioleci XVII wieku.
Zamość, ul. Staszica 23, stara frontowa fasada kamienicy Telaniego od strony Rynku Wielkiego
Był to okres największej aktywności zawodowej w Zamościu zdolnego muratora turobińskiego Jana Wolffa. To on ją najprawdopodobniej zaprojektował i wykonał. Wskazuje na to m.in. charakterystyczny dla tego rzemieślnika-artysty fryz okuciowy (bardzo podobny jest w kamienicy przy ul. Ormiańskiej 24) oraz zastosowanie w grzebieniu attyki maszkaronów, czyli ludzkich masek o wykrzywionych fantastycznie twarzach.
Zamość, widok na nowo projektowaną fasadę kamienicy Telaniego od strony Rynku Wielkiego i od strony ul. Żeromskiego (d. Stolarskiej)
Cokół attyki w kamienicy Telaniego, podobnie jak w innych, zasłaniał pogrążony dach i był oparty o podwójny gzyms główny. Wypełniała go skromna dekoracja architektoniczna w postaci boniowania (imitacja cegły). Gzyms dźwigał równocześnie drugą kondygnację attyki, czyli grzebień, zdobioną motywami architektoniczno-fantazyjnymi. Elewację frontową urozmaicał i ożywiał jeszcze jeden oryginalny detal z XVII stulecia, a mianowicie misterny fryz o delikatnym ornamencie geometryczno-plecionkowym.
Zamość, widok na nowo projektowana fasadę kamienicy Telanowskiej (Staszica 23) od strony ul. Moranda (d. Panieńskiej)
Wprawna ręka Władysława Sienickiego i tę jedyną w swoim rodzaju kompozycję przeniosła na papier z należytą pieczołowitością i starannością. Radość z odnalezienia rysunku inwentaryzacyjnego mąci wszakże fakt, że stało się to o kilka lat za późno, już po zakończeniu prac rewaloryzacyjnych w starej kamienicy Telaniego. Co więcej, gdyby udało się ujawnić go wcześniej, zgoła inaczej wyglądałyby zapewne zrekonstruowane grzebienie attyk kamieniczek ormiańskich, a zwłaszcza dwóch z nich (nr 24 i 26), do których nie zachowały się żadne przekazy ikonograficzne. W obecnej postaci rażą one proporcjami i monotonią zastosowanych sterczyn, przy czym cała zabudowa pierzei północnej rynku zdaniem wielu turystów – i nie tylko – sprawia wrażenie lukrowanych domów z piernika. Czyżby jednak to spóźnione odkrycie pogrzebało zupełnie szansę na ukoronowanie attyką jeszcze jednej, tym razem autentycznie najstarszej zamojskiej kamieniczki? Nie sądzę, aby można było się z tym pogodzić. Architekt Władysław Sienicki dokonał połowy dzieła. My, współcześnie żyjący, winniśmy je dokończyć i na pewno dokończymy. Wszak zbliżający się moment wpisania Zamościa na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO nie tylko nobilituje, ale i zobowiązuje.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia nie było w mieście ani jednego hotelu. Przyjezdni zatrzymywali się w kilku żydowskich domach zajezdnych, „brudnych z połamanymi meblami, bez zamknięcia”. Największe dochody wśród miejscowych oberżystów osiągali niewątpliwie Izaak Dychter, który „na numery hotelowe” przeznaczył sześć izb oraz Karol Khon, prowadzący hotel Europejski przy ulicy Imperatora Piotra I [obecnie Grodzka 3] i jednocześnie cukiernię.
Zamość, ul. Staszica 4, Zajazd Dychtera
Hotelu z prawdziwego zdarzenia ciągle jak nie było, tak nie było. Dopiero w końcu tego dziesięciolecia przystąpiła do budowy ekskluzywnej „Wiktorii” przy ulicy Powiatowej nr 111 [obecnie Kołłątaja 6] starozakonna Fema Waks. Projekt sporządził znany nam już Władysław Sienicki, potwierdzając raz jeszcze, że jest wrażliwym i nieprzeciętnym artystą. Poprzedni, zapewne zabytkowy dom na tej parceli spalił się kilka lat wcześniej, tak że architekt dysponował pełną swobodą twórczą w komponowaniu zabudowy całej działki, ciągnącej się do ulicy Bożniczej, czyli obecnej Pereca.
Zamość, fasada frontowa Hotelu „Wiktoria” od strony ul. Pereca (d. Bożniczej), 1897 r.
Rzecz charakterystyczna – piękna „Wiktoria” posiadała identyczne fasady frontowo od obydwu ulic i była, rzec można, prawdziwym kombinatem gastronomiczno-hotelowym (na owe czasy). W parterze od Powiatowej [ob. Kołłątaja] znajdowała się wielka sala restauracyjna, a tuż za nią kuchnia. Natomiast przy ulicy Bożniczej [ob. Pereca] – obszerny szynk z odpowiednim zapleczem. Na dziedzińcu przewidział Sienicki trzy duże stajnie dla ekwipaży gości. Część hotelowa mieściła się na pierwszym i drugim piętrze. Składało się na nią 16 apartamentów oraz dwa trzypokojowe mieszkania.
Zamość, plany budowy Hotelu „Wiktoria” – projekt budowy dwupiętrowego domu z nadbudową drugiego pietra nad istniejącą częścią domu w nieruchomości Berka Rat w Zamościu pod nr 110 przy ul. Bożniczej (obecnie ul. Pereca)
Przeprowadzony remont tego najstarszego zamojskiego pensjonatu przywrócił mu dawną sylwetkę. Jak już pisałam, jest to, niestety, sprawa dzisiaj przegrana, a jak wielkie to Waterloo dla „Wiktorii”, przekonują archiwalne i współczesne zdjęcia. Jedynie funkcję będzie pełniła tę samą. Miejmy nadzieję, że już niedługo elegancki hotel „Orbis”[obecnie Zamojski] o tej samej co niegdyś nazwie, będący zaledwie cieniem dawnego findesieclowego cacka, otworzy swoje podwoje.
Zamość, fasada frontowa Teatru Ptaszyńskiego – widok od ul. Żeromskiego 11
W czasach, kiedy o telewizji nikomu się jeszcze nie śniło, tęsknota za teatrem, zwłaszcza na prowincji, była tak powszechna, że nawet w mniejszych ośrodkach miejskich budowano sale widowiskowe. Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia dokonał tego w Zamościu zamożny stolarz Józef Ptaszyński, właściciel domu i stolarni przy ulicy Ślusarskiej 33 [obecnie Żeromskiego 11]. Również i w tym przypadku autorem projektu, opatrzonego datą 21 marca 1881, był Władysław Sienicki. Trzeba przyznać, że adaptacja do nowej roli obszernego warsztatu rzemieślniczego wykonana została z wielką znajomością rzeczy. Na parterze architekt zaprojektował bufet, widownię na 160 miejsc, zatokę dla orkiestry, dużą scenę i wygodne garderoby. Piętro zajmowały amfiteatr o 44 krzesłach, osiem lóż i pokoje dla aktorów. Sienicki przewidział także wentylację, zarówno w suficie, jak i w ścianach. Do lóż podpartych żeliwnymi słupami prowadziły korytarz o szerokości 5 stóp rosyjskich oraz żeliwne schody. Bezpieczeństwo w razie pożaru gwarantowały specjalne drzwi wychodzące na ulicę i drugie na dziedziniec, otwierające się na zewnątrz.
Zamość, Teatr Ptaszyńskiego, plan parteru i piętra
Pierwszymi użytkownikami teatru były trupy wędrowne, wydzierżawiające lokal na całe sezony. Wcześniej spektakle odbywały się w tzw. Klubie Miejskim przy Rynku Wodnym [dawny dom dziecka, obecnie szkoła muzyczna], w nadszańcu przy Starej Bramie Lwowskiej oraz w „szopie wojskowej” nieopodal cerkwi św. Mikołaja. Po 1905 r. korzystało z teatru Ptaszyńskiego Zamojskie Towarzystwo Muzyczno-Dramatyczne, organizujące tutaj wieczory muzyczno-literackie, koncerty, przedstawienia amatorskie i bale.
Zamość, plany Teatru Ptaszyńskiego na ul. Żeromskiego 11 – fasada frontowa i przekrój
Próżno by szukać obecnie przy ulicy Żeromskiego pierwszego i chyba zarazem ostatniego zamojskiego teatru. To, co stoi dzisiaj w tym miejscu, jest i będzie zawsze szkaradne. Można by pomyśleć, że projekt, po którym nie ma nawet śladu, nie został w ogóle zrealizowany. Przeczy temu jednak na szczęście elewacja od podwórza, pokrywająca się wiernie z reprodukowanym tu rozkładem wnętrz parteru. A więc był w Zamościu ten piękny przybytek cór Apollina i Mnemozyny, i słusznie możemy go zazdrościć tamtemu pokoleniu.
_______________________________________________________________________________________________________________
opracowanie: Ewa Dąbska, Ewa Lisiecka
Opisy zdjęć planów: Sawa Bogumiła. Zamość 1772-1866. Tom II. Ilustracje. Ewa Dąbska. Plany i Mapy. Zamość 2018. s.208-212; 216-218; 221-222; 223-224.