Pamiętam doskonale niektóre zdarzenia z powstania 1863 roku. Rodzice mieszkali wtedy pod Zamościem w Borowinie Sitanieckiej. Zamość był fortecą, więc bardzo często patrole kozackie, a także piechota rosyjska, zaglądali do nas. Musiało się oficerów prosić do mieszkania, a żołnierzom trzeba było dawać w blaszanki wódkę i tytoń paczkami.
Tak brzmią pierwsze słowa z pamiętnika Grzegorza Lipczyńskiego właściciela majątków w Krynicach i Kryniczkach, ur. w r. 1859, s. Jana i Anny z Podleckich małżonków Lipczyńskich, dzierżawców majątku ordynackiego w Borowinie Sitanieckiej. W okresie powstania styczniowego Jan Lipczyński należał do działającej w twierdzy Zamość organizacji spiskowej, którą kierował wikariusz kolegiacki, ks. Kazimierz Wójcicki. Należeli do niej również, aptekarz Karol Kłossowski i bogaty zamojski Żyd, Szaja Margulies. Organizacja zajmowała się kolportażem nielegalnych czasopism patriotycznych, zbieraniem pieniędzy, broni, odzieży i werbowaniem ochotników. Ze spiskowcami współpracowało wielu mieszkańców miasta w tym liczni Żydzi. Niejaki Bajrach Harc, który handlował kożuchami i suknem z garnizonem rosyjskim, szybko przestawił się na intratny, choć bardzo ryzykowny interes ze spiskowcami. Jesienią 1863 r. na zamówienie Szai Marguliesa zaopatrzył powstańców w 300 kożuszków czerwonych (palcików), za które otrzymał 2000 rubli gotówką. Kilka tygodni później przekazał Marguliesowi 200 dalszych i z własnej inicjatywy dodał kilkadziesiąt szabel oraz półtora puda ołowiu (ok. 24 kg) do odlewania kul, który dostarczył mu Abram Safian z Zamościa. Nie jest wykluczone, że został wykradziony z miejscowego cekhauzu o czym pisze również w swoich wspomnieniach znakomity kuzyn Marguliesa, sąsiad prawie, Icchok Lejbusz Perec. Tej samej zimy Harc zaopatrywał powstańców w ubrania od kupca Wolfa Szlamy i w znaczne ilości prochu zdobytego na własną rękę z narażeniem zdrowia i życia od poufnych osób z miasteczek i wsi prowincjonalnych, co zapisał w swoim opowiadaniu po latach. Perec wspomniał również, że w synagodze śpiewano psalmy na intencję zwycięstwa powstania. Z kolei Rząd Narodowy mianował żydowskim naczelnikiem powiatu zamojskiego syna znanego kupca Josefa Morgenszterna, który potem zaginął bez wieści.
Jan Lipczyński (1817 -1899) – ziemianin z Borowiny Sitanieckiej, członek organizacji spiskowej w Twierdzy Zamość. Portret pędzla Feliksa Hanusza z 1853 r. (Zb. Rodziny Lipczyńskich).
Karol Kłossowski (1817 – 1890) – słynny zamojski aptekarz i filantrop, członek organizacji spiskowej w Twierdzy Zamość (Fot. J. Strzyżowski)
Grzegorz Lipczyński zapamiętał, jak oficerowie rosyjscy prosili, aby im śpiewano pieśni patriotyczne. Nie było sprzeciwu. Nauczycielka, siostry Henryka i Maria oraz szwagier Franciszek Rychłowski szybko stworzyli zgrabny chórek i ochotnie śpiewali im „Boże coś Polskę”, „Z dymem pożarów” i inne pieśni, których oni nigdy nie słyszeli i podobno byli bardzo wdzięczni. Dalej pisał: Ojciec mój miał jakiś urząd w organizacji powstaniowej, ale nie wiem jaki. Głównym Naczelnikiem na Zamojskie był p. Przewuski, który mieszkał, a raczej ukrywał się w Radecznicy, w klasztorze Bernardynów i często do Borowiny przyjeżdżał. Został zesłany na Syberię, a po powrocie, ostatnio, był znanym i szanowanym adwokatem w Lublinie. W domu rodziców zawsze przebywało po kilku powstańców, to rannych, to z odmrożonymi nogami i pomimo bliskości fortecy nikt ze służby nie zdradził ich obecności, gdyż wtedy jeszcze naród nie był zdemoralizowany długoletnią niewolą. Powstańcy ci, aby się nie zdradzić, przebrani za robotników pracowali przy młocce, oraz przy innych robotach. Dopiero wieczorem przychodzili na pogawędkę i grali w karty. Nazwisk ich nie wymieniano, a tylko imiona, p. Karol, Gustaw, itp.
Pamiętną mi jest pewna tragiczna scena, którą doskonale pamiętam. Otóż przy stoliku karcianym siedział p. Naczelnik Przewuski, ojciec mój i panowie powstańcy. Na dworze noc, zadymka, śnieg. Naraz słychać dzwonki i do pokoju sąsiedniego wchodzi w futrze, zaśnieżony, sąsiad Borowiny, pan Lizenbard i mówi do ojca mego: Niech pan wyobrazi sobie, że otrzymałem polecenie, aby do lasu Huszczeńskiego wysłać fury z furażem i prowiantami, a ja przyjechałem tutaj, a w domu pozostawiłem im (powstańcom) głuchą szafarkę i jestem. Nic nie wiedział, że w drugim pokoju jest Naczelnik Przewuski wraz z powstańcami, którzy słuchali co on mówi. Wtedy Przewuski wchodzi i mówi: Chłopcy ! Wiązać go i na gałąź ! Chłopcy wiążą ptaszka oniemiałego ze strachu. Wtedy Matka moja zaczęła wstawiać się za Lizenbardem. Panie, mówi, on jest naszym gościem, schronił się pod nasz dach, Pan nam tego nie zrobi ! Ja z bratem moim Janem, o półtora roku starszym ode mnie , przycupnęliśmy w kąciku i przypatrywaliśmy się tej scenie, nie rozumiejąc całego tragizmu. Wydawało się nam, że to trwało parę godzin. Matka nasza na klęczkach prosiła o darowanie związanemu życia, a Naczelnik opierał się. Na koniec, jak mi w późniejszym czasie objaśniono, związany wydał skrypt na jakąś sumę na rzecz powstania i czym prędzej wyjechał pomimo zadymki. Ten Lizenbard miał jakiś własny majątek pod Grabowcem i uchodził za zblazowanego arystokratę – paniczyka.
Powyższy opis stanowi dość znaczące uzupełnienie wiedzy o przebiegu powstania w bezpośredniej bliskości zamojskiej twierdzy. Dzięki dobrej pamięci Grzegorza Lipczyńskiego pojawia nam się stosunkowo mało znany z działalności spiskowej Stanisław Przewuski. Mało znany, bo nie został aresztowany w styczniu 1863 roku. O aresztowanie i niezwłoczne dostarczenie Przewuskiego do twierdzy zabiegał u wojennego naczelnika guberni lubelskiej, gen. Aleksandra Chruszczowa, prowadzący intensywne śledztwo w sprawie zabójstwa na początku listopada 1862 r., w Chełmie, konfidenta władz rosyjskich Aleksandra Starczewskiego i żyjącej z nim Konstancji Czerniak, szef specjalnej wojskowej komisji śledczej, płk. Kalikst Witkowski. Śledztwo wykryło osoby, które inspirowały zabójstwo oraz osoby, które brały udział czynny w zabójstwie, tych którzy byli przy grzebaniu ciał zabitych, oraz te osoby spośród mieszkańców Chełma, które należały do organizacji narodowej w Lubelskiem. Do zamojskiej twierdzy w przededniu powstania trafiły dziesiątki osób aresztowanych w Chełmie i okolicznych miejscowościach. Witkowski przeprowadzając śledztwo nie czuł się zbyt bezpiecznie w Zamościu. Wskazuje na to jeden z telegramów szyfrowych wysłanych 2 stycznia 1863 r. do Lublina. Prosił on w nim gen. Chruszczowa o pozostawienie dodatkowo w twierdzy oddziału wojska, który w tym czasie miał przechodzić przez Zamość. Nie jest wykluczone, że miał już dostateczną wiedzę o wrogich nastrojach panujących wśród mieszkańców i mógł obawiać się interwencji spiskowców z okolicznych miejscowości.
Aleksandr Chruszczow (1806 -1875) – wojenny naczelnik guberni lubelskiej (zdj. sprzed 1863 r., za: Wikipedia, dost. 2023.01.10)
Kim z kolei był niejaki pan Lizenbard, uratowany przez Annę Lipczyńską od haniebnej śmierci przez powieszenie. To właściciel majątku Lipina Stara za Skierbieszowem, Jan Linsenbarth, s. Aleksandra Linsenbartha i pochodzącej z Iłowca, Rozalii z Łaniewskich. Urodzony w majątku Wierzbica k. Krasnegostawu w 1835 r., w czasie powstania miał niespełna 19 lat. Jego ojciec był podpułkownikiem w Korpusie Inżynierów Twierdzy Zamość, oficerem ze znakomitą przeszłością napoleońską, kawalerem Orderu Legii Honorowej i Orderu Virtuti Militari. Należał do zamojskiej loży wolnomularskiej „Jedność”. W czasie oblężenia twierdzy w powstaniu listopadowym, działał w powołanej przez komendanta, gen. Juliana Sierawskiego, Radzie Żywności zajmującej się gromadzeniem żywności i furażu na potrzeby licznego garnizonu. Jego żona, Rozalia Linsenbarthowa razem z Emilią Prądzyńską, żoną wicekomendanta twierdzy ppłk. Ignacego Prądzyńskiego, zostały wyznaczone przez Radę Obywatelską Województwa Lubelskiego do kwestowania na rzecz powstania i jako kwestarki zajmowały się zbiórką ślubnych obrączek i pierścionków. Syn Aleksandra i Rozalii, Jan Linsenbarth, po ojcu szlachcic h. Brun, nie założył rodziny. Do kolejnego powstania miał stosunek co najmniej obojętny. Zmarł w swoim majątku w wieku 39 lat, 23.05.1876 r. Świadkami jego śmierci byli Stanisław Banach i Tomasz Litwińczuk, służebni dworscy zamieszkali we wsi Lipina.
W Twierdzy Zamość cały czas działy się różne dramatyczne wydarzenia związane bezpośrednio lub pośrednio z trwającym na zewnątrz powstaniem. Po wyjeździe płka Witkowskiego, który zakończył śledztwo 12.01.1863 r. w twierdzy pozostali przywódcy organizacji spiskowej w Lublinie, ks. Baltazar Paśnikowski i Kazimierz Walentowicz oraz większość aresztowanych w sprawie chełmskiej. Śledztwo, które nie zostało zakończone wyrokiem władz sądowych lub postanowieniem władz wojskowych skazującym osoby znajdujące się w twierdzy na dalszy w niej pobyt, na uwięzienie w innych miejscach odosobnienia lub na karę śmierci. Ks. B. Paśnikowski i K. Walentowicz przebywali w twierdzy zamojskiej, aż do czerwca 1863 r. Wtedy to – 17.06.1863 r., ks. Paśnikowski został zamordowany lub poderżnął sobie gardło, nie mogąc wytrzymać trudów więziennych. Przekaz źródłowy – telegram wysłany przez komendanta twierdzy zamojskiej gen. Andrzeja Hartunga do gen. Chruszczowa informuje lakonicznie, że 17.06.1863 r., przy sprawdzaniu osób aresztowanych, znaleziono ks. Paśnikowskiego martwego. Dodaje następnie, że w tej sprawie zarządzono śledztwo. O śmierci księdza informuje również urzędowy akt zgonu sporządzony w kancelarii parafialnej przez ks. Kazimierza Wójcickiego, wikariusza i … tajnego naczelnika miasta, 18.06.1863 r. Jest w nim zawarte oświadczenie ks. Joachima Jędrzejewicza, kanonika kolegiaty zamojskiej oraz Aleksandra Szczygielskiego inspektora policji, naocznych świadków zejścia, że: w dniu 16 czerwca bieżącego roku o godzinie 12:00 w nocy, umarł w kazamacie zamojskiej zamknięty, Ks. Baltazar Paśnikowski, Kandydat Świętej Teologii i Wikariusz Katedry Lubelskiej w mieście Czemiernikach urodzony, lat 33 mający; syn zmarłych Łukasza i Barbary z Kozyrskich małżonków Paśnikowskich niegdyś obywateli rolnych z Czemiernik.
Śledztwo w sprawie tragicznej śmierci księdza przeprowadziła komisja wojenna z deputatami cywilnymi i dwoma lekarzami. Po oględzinach zwłok komisja stwierdziła, iż ksiądz Baltazar Paśnikowski wskutek anormalnego stanu umysłu przez poderżnięcie sobie gardła małym scyzorykiem w kazamatach fortecy Zamościa z dnia 16 na 17.06. w nocy (1863), życie sobie odebrał. Ciało tragicznie zmarłego kapłana przeniesiono z więzienia i 19.06. z należną czcią religijną pochowano na cmentarzu parafialnym w Zamościu.
W twierdzy zamojskiej umiera też wkrótce obłąkany Kazimierz Walentowicz, gorący patriota i niezmordowany współpracownik Paśnikowskiego.
Grzegorz Lipczyński oprócz obecności w jego domu naczelnika Przewuskiego zapamiętał również jeden rodzinny epizod z powstania 1863 r. Do oddziału powstańczego zaciągnął się bowiem, znany już nam z patriotycznych śpiewów dla kozackich oficerów, szwagier Franciszek Rychłowski. Sprawił sobie stosowne ubranie i pewnego dnia Matka nasza i siostra Henryka, żona Rychłowskiego, odwiozły go w sekrecie do partii, która zbierała się w lasach pod Tyszowcami. W parę dni później nastąpiła bitwa, w której Rychłowski raniony był lekko w rękę, wywieziono go do Galicji na kurację, gdzie był umieszczony w majątku pp. Bonieckich, zacnych i poczciwych ludzi. O bitwie tyszowieckiej umiał mi szwagier tyle opowiedzieć, że gdy przybył do partii dano mu karabin belgijski i objaśniono teoretycznie, jak się z nim obchodzić. Strzelać nie wolno było. Po paru dniach partia otoczoną została przez Moskali, powstańcy zaś byli w lesie. Szwagier strzelał, ale pierwsze kule odbijały się opodal o ziemię. Moskale podprowadzili pod las armaty i strzelali kartaczami. Powstańców rannych ulokowano w jakiejś szopie, którą Moskale z rannymi spalili. Tyle mi umiał opowiedzieć.
Mołożów, stare i nowe upamiętnienie Powstańców Styczniowych – fot. Waldemar Lisiecki
Chciałoby się powiedzieć, tyle i aż tyle. Po 160 latach od wybuchu powstania wiemy, że była to bitwa pod Mołożowem (zwana też bitwą pod Tuczapami lub bitwą między Starą Wsią a Tuczapami) i była jedną z największych bitew powstania styczniowego na terenie Królestwa Polskiego. Została stoczona 19.05.1863 r. przez oddziały lwowskie majora Jana Żalplachty-Zapałowicza, Jana Czerwińskiego i Leszka Wiśniowskiego o łącznej sile około 900 powstańców z oddziałami rosyjskich pułkowników Szarlotinga, Lubina i Jaworowa dysponującymi 1200 żołnierzami. Jako pierwsi na pole bitwy dotarli kozacy, którzy po dojściu do folwarku w Mołożowie, napadli na szpital powstańczy. Umieszczonych tam 17 rannych i lekarza Juwenala Niewiadomskiego ograbili, a następnie wszystkich żywcem spalili. W szpitalu powstańczym zginęli: Chmielewski, Leszek Hubel, Władysław Semkowicz lat 19, gimnazjalista, Teofil Turkawski, uczeń gimnazjum wszyscy z Sambora, oraz Emeryk Linde z oddziału Wiśniowskiego i Piotr Uszyński. Śmierć ponieśli także mieszkańcy folwarku w Mołożowie: gorzelniczy (Morawski), oficjalista (Kołomiński) i właściciel (Kwiatkowski). Córce oficjalisty kozacy obcięli piersi. Zmarł również Karol Tuszyński, właściciel Tuczap, świadek mordów tchnięty apopleksją. Zaatakowani przez trzy kolumny nieprzyjaciela przybyłe od strony Hrubieszowa, Tomaszowa i Tyszowiec powstańcy mający swoje pozycje w okolicznych lasach dzielnie się bronili. Decydujący o przebiegu bitwy okazał się ostrzał artyleryjski od strony Mołożowa i Starej Wsi. Wieczorem i nocą powstańcy podzieleni na kilka mniejszych partii odeszli w kierunku granicy z Galicją, którą przekraczali na przestrzeni od Bełza po Liski. Polacy ponieśli duże straty. Szacowano je na około 100 rannych i zabitych. Rosjanie, którzy nacierali z otwartej przestrzeni na pozycje ukrytych w lesie powstańców stracili, jak szacowano co najmniej 500 – 600 zabitych i rannych. W aktach cywilnych parafii w Nabrożu zachował się zbiorowy akt zgonu sporządzony na polecenie Sądu Pokoju Okręgu Tomaszowskiego przez proboszcza Adama Goławskiego dotyczący zejścia 41 powstańców poległych w starciu z wojskiem Cesarsko Rosyjskim w dniach 18 i 19.05.1863 r. Dodajmy, nieznanych z nazwiska i miejsca pochodzenia. Akt zgonu zawiera rysopisy tylko 10 mężczyzn w wieku od 22 – 40 lat opisanych z wyglądu twarzy, nosa, oczu, wzrostu i tuszy. Nic więcej. Wiadomo, że wśród poległych pod Mołożowem był również Tadeusz Jordan Rozwadowski, stryj późniejszego generała broni Wojska Polskiego – Tadeusza Jordana Rozwadowskiego.
Tadeusz Rozwadowski – pierwszy od lewej, w środku brat Tomisław Rozwadowski, obok Franciszek Szymanowski – powstańcy 1863 r. (Historia.org.pl)
W r. 1864 został aresztowany Jan Lipczyński. Osadzony w Lublinie, trudy więzienia dzielił w jednej celi z właścicielem majątku pod Lublinem, panem G. (n.n.), który został zesłany na Syberię. Jan Lipczyński nie został zesłany, gdyż doczekał się siedząc w więzieniu manifestu, który głosił, że wszystkie sprawy dotychczas nie osądzone mają być przerwane, a więźniowie zwolnieni, z wyjątkiem tych, którzy należeli do żandarmów wieszających. Z tego okresu Grzegorz Lipczyński zapamiętał swoją matkę ubraną zawsze w czarną suknię i często w tym czasie będącą poza domem. Opisał też dokładnie dramatyczne wydarzenie, w którym uczestniczył jako niespełna pięcioletni chłopiec.
Było to już zapewne pod koniec powstania. Anna Lipczyńska prawie każdą niedzielę jeździła do kościoła zamojskiego oraz po sprawunki domowe, gdyż po zakończeniu nabożeństwa otwierano żydowskie sklepy. Wjeżdżało się do Zamościa po zwodzonym moście, a wartownik żołnierz zapytywał „kto jediet ?” Matka odpowiadała „zdiesznyj”, co oznacza „tutejszy”, gdyż to jedno słowo rosyjskie umiała i pozwalał jej swobodnie jechać. Dla dzieci było to wielką rozmaitością jechać z matką do Zamościa. Pewnej niedzieli i na mnie wypadła kolej jazdy z matką do Zamościa, a gdy matka załatwiała sprawunki mnie posadziła na paczce w sklepie Sztejnsbergowej (gdzie obecnie wędliniarnia Tabina)[1] i tam wyczekiwałem powrotu matki. Obserwowałem jakieś niezwykłe zbiegowisko ludzi. Naraz wpada nasza niańka, bierze mnie na ręce i niesie pod ratusz. Coś, Grzesiu zobaczysz. Tam pod ratuszem widzę zaokrąglony słupek, do słupka przywiązany jakiś człowiek z czarną tablicą uwieszoną na piersiach, który przyglądał się zamglonymi oczami tłumowi. Naraz słychać bębny i maszeruje oddział wojska. Otaczają skazańca, coś czytają głośno, a oprawca zmienia pozycję przywiązanego obracając go twarzą do słupka i krępując powrozami. Następnie przecina nożem koszulę skazańcowi na plecach, obnaża mu plecy i przykłada do pleców rozpalone do czerwoności żelazo. Bębny bezustannie biją, skazaniec mdleje, a oprawca smaruje dłonią roztarty czarny proch na miejsca wypalonych znaków. Ja też płaczę i prawie tracę przytomność. Matka bardzo gniewała się na niańkę, że mnie prowadziła na taką scenę. Tak odbywało się publiczne piętnowanie skazańców, a w patrzących wpajało się lęk i bojaźń wobec władzy.
Opis piętnowania więźnia zamieścił również w swoich wspomnieniach z Zamościa Icchok Lejbusz Perec (1852 – 1915). Był jeszcze dzieckiem i chodził do miejscowego chederu. Po wyjściu ze szkoły nie mógł dojść do domu bo cały rynek wypełniał wielki tłum. Byli to mieszkańcy miasta, mieszczanie z przedmieść – dzieci i dorośli, nawet chłopi i chłopki, którzy przypadkiem znaleźli się tutaj, przybywszy z wiosek. Okna w rynku były pełne ciekawskich głów, na pobliskim balkonie aptekarza Kłossowskiego zebrała się liczna rodzina. Niewielkie postaci widać było również na dachach, dookoła kominów. Młody Perec widział z okna swojego mieszkania stół na którym stał kociołek, a w nim płonący ogień. Był tam również na wpół nagi przestępca, a przy nim hycel (łapacz psów, kat), który rozgrzewał w ogniu specjalną pieczęć do wypalania dowodu winy. Wokół stołu stała orkiestra z garnizonu. W pewnym momencie hycel chwycił pieczęć na drzewcu i przyłożył ją do czoła przestępcy, a potem do jego nagiego łokcia. Przez cały czas słychać było orkiestrę grającą na werblach. Wydarzenie to mogło mieć miejsce przed wprowadzeniem stanu wojennego w Królestwie Polskim w r. 1861. Zgodnie z obowiązującym Kodeksem Kar Głównych i Poprawczych z 1847 r., piętnowano za najcięższe zbrodnie. Piętnował kat wyciskając na lewej łopatce specjalnym stemplem wyposażonym w igły litery KAT (skrót od katorżnyje) lub WOR (złodziej). Kara była stosowana wyłącznie do notorycznych rabusiów zsyłanych na Syberię do robót kopalnianych. Piętnowanie przestępców w zaborze rosyjskim i w całym cesarstwie obowiązywało aż do upadku powstania styczniowego.
Grzegorz Lipczyński zapamiętał także spalenie się leżącego po sąsiedzku okazałego majątku w Udryczach. Było to w roku 1864, w którym tamtejsi małorolni chłopi folwarczni zgodnie z ukazem carskim mieli otrzymać nadział ziemi dworskiej i zostać uwłaszczeni. Majątek stanowił własność hrabiów Kickich i był administrowany przez Towarzystwo Kredytowe Ziemskie. Towarzystwo oddało w dzierżawę Udrycze wraz z robocizną pańszczyźnianą byłemu rotmistrzowi Wojsk Polskich z 1830 r., niejakiemu Jaworskiemu. Tenże, nie bacząc na zachodzące zmiany ustrojowe w nieludzki sposób obchodził się z pańszczyźniakami. Ci z zemsty podpalili i spalili wszystko, zabudowania folwarczne, gorzelnię i stylowy pałac.
W r. 1865, 10 maja – Anna Lipczyńska zmarła pozostawiając po sobie ośmioro dzieci i owdowiałego męża. Grzegorz Lipczyński tak pisał: Pamiętam Matkę leżącą w trumnie obitej czarnym aksamitem, a ja z Jasiem, bratem moim ukochanym i nieodstępnym towarzyszem, przyglądaliśmy się organiście starej daty p. Mikusińskiemu, który postawiwszy sobie pulpit, śpiewał psalmy dzień i noc, przy tym wyprawiał takie miny i gesty, że z bratem Janem podśmiechiwaliśmy się z niego, co nam potem niejednokrotnie wymawiały starsze siostry. Pogrzeb Matki naszej też pamiętam. W małym drewnianym kościółku sitanieckim odbywało się nabożeństwo i taka zlewa z piorunami nadeszła, że kondukt pogrzebowy nie mógł wyruszyć i z jakąś godzinę musiano czekać. Ubrani byliśmy, ja i Jaś, w jakieś świeżo uszyte kapotki czarne, sięgające do ziemi, że z trudem podążaliśmy za trumną.
Grzegorz Lipczyński zamieścił także we wspomnieniach dość humorystyczny epizod z czasów powstania styczniowego opowiadany wielokrotnie po latach w gronie rodzinnym. Było to tak: Późny wieczór jesienny, błoto niemożliwe, deszcz kapuśniaczek, naraz zjawia się dama w głębokiej żałobie. Na osobności oznajmia Ojcu i Rychłowskiemu, że wiezie broń i prosi o natychmiastową furmankę do Horyszowa Polskiego, gdzie mieszkała pani Karczewska, wielka patriotka i działaczka. Ojciec z Rychłowskim naradzają się kogo pewnego wyprawić i jakie wziąć konie, bo w stajni same niedobitki. Po upływie mniej więcej dwóch godzin pod dom podjeżdża wóz drabiniasty założony w 4 szkapiny. Pytają się: Gdzie jest broń, ludzie czekają, aby przenosić ? Wtedy owa pani unosi z gracją spódniczkę, pokazuje ukryty pałasz i mówi: Oto broń !
Upadek powstania styczniowego wpłynął na szybką likwidację Twierdzy Zamość. Jesienią 1866 r. zgodnie z postanowieniem cara Aleksandra II przystąpiono do wyburzania umocnień. Część kurtyn wysadzono w powietrze, natomiast wały ziemne rozkopano i wrzucono do fos. Odgłosy wybuchów słychać było w promieniu kilku kilometrów. Słyszeli je również bracia Grzegorz i Jan Lipczyńscy w Borowinie Sitanieckiej, którzy bawili się w ogrodzie. Huk i hałasy burzonych murów starej twierdzy zostały zapamiętane też przez Lejbusia Pereca. Towarzyszył im strach rabina i jego żony (rebecyn), że mury domów w mieście popękają i runą. Ostały się i trwają do dnia dzisiejszego w wolnej i niepodległej Polsce, o którą walczyli i ginęli powstańcy 1863 r. Gloria Victis !
***
Grzegorz Lipczyński pisał wspomnienia przez większość swojego życia, prowadząc dzienniki. Pewna ich część zachowała się do dnia dzisiejszego. W grudniu 1931 r. ukończył wspomnienia pisane także w formie pamiętnika rodzinnego, jako Spowiedź serdeczną z całego mego życia na pamiątkę moim drogim dzieciom. Zmarł w Krynicach w r. 1942, spoczywa na tamtejszym cmentarzu parafialnym w okazałej kaplicy rodowej obok członków swojej rodziny, syna Stefana i córki Teresy.
[1] Hana Sztejnsberg prowadziła sklep, a od 8 czerwca 1874 r. razem z mężem Salomonem Goldmanem księgarnię przy ul. Ratuszowej 29. Joanna Janicka, Żydzi Zamojszczyzny 1864 – 1915, Lublin 2007, s. 265
Krzysztof Radziejewski
Bibliografia:
-
Akta cywilne parafii katedralnej w Zamościu – 1863
-
Akta cywilne parafii w Nabrożu – 1863
-
Akta cywilne parafii w Płonce – 1835
-
Akta cywilne parafii w Skierbieszowie – 1876
-
Paweł Kubicki bp – Bojownicy kapłani za sprawę Kościoła i Ojczyzny w latach 1861 – 1915, cz. 1, t. II (Diecezja lubelska z podlaską), Sandomierz 1933
-
Ryszard Bender – Ludność miejska lubelskiego w akcji przedpowstaniowej w latach 1861 – 1862, Lublin 1961
-
Stefan Kieniewicz – Powstanie styczniowe, Warszawa 1972
-
Jan Skarbek – Województwo lubelskie w powstaniu listopadowym 1830 – 1831, cz. 1, 2. Lublin 2011
-
Mariusz Patelski, Lwowianie pod Tyszowcami – maj 1863 r. Zapomniany epizod z dziejów Powstania Styczniowego, Niezależna Gazeta Obywatelska 02 – 09/06/2013
-
Joanna Janicka – Żydzi Zamojszczyzny 1864 -1915, Lublin 2015
-
Bogumiła Sawa – Zamość 1772 – 1866, Zamość 2018
-
Konrad Lipczyński – Z moich wspomnień, Zamość 2020
-
Icchok Lejbusz Perec – Mgliste lata dzieciństwa. Wspomnienia z Zamościa, Warszawa 2022
-
Zamościopedia. Redaktor i Wydawca Andrzej Kędziora (dost. 22.01.2023)