Jan Zamoyski i jego najbliżsi.

Czar starej fotografii

Jan Zamoyski i jego najbliżsi

Bohaterami tej wystawy są przedstawiciele czterech pokoleń rodu Zamoyskich, zaczynając od rodziny XIV ordynata Ordynacji Zamojskiej, kończąc na pokoleniu, które wskutek zmiany ustroju po drugiej wojnie straciło wszelkie tytuły i majątek o wartości szacowanej wówczas na 1,5 miliarda dolarów. Najstarsze fotografie wykonano w końcu XIX wieku w rodowej posiadłości w podzamojskim Klemensowie w parku i pałacu, ostatnie w początkach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w skromnym mieszkaniu wynajmowanym przez rodzinę w willi w Sopocie. Wystawę „Jan Zamoyski i jego najbliżsi” można oglądać w Muzeum Starej Fotografii Adama Gąsianowskiego w Zamościu. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodziny Zamoyskich.

Zdjęcia pochodzą z albumów rodzinnych krewnych Jana Zamoyskiego, ostatniego, XVI ordynata zamojskiego przede wszystkim jego dzieci. Albumy są raczej skromne, zwłaszcza jak na rodzinę tak rozległą i o tak wysokim statusie. Rodową kolekcję zdjęć uszczupliło jednak życie pod okupacją, konfiskata majątku na mocy dekretu PKWN i powojenne, częste, wymuszane przeprowadzki z miejsca na miejsce i z domu do domu. Wiele zdjęć i pamiątek przepadło.

Jan Tomasz Zamoyski był ostatnim właścicielem utworzonego w końcu XVI wieku wielkiego latyfundium magnackiego, nazwanego od imienia założyciela, kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego Ordynacją Zamojską. Ordynacja przetrwała 350 lat w znakomitej kondycji, w międzywojniu wciąż była największym majątkiem ziemskim w kraju. Co prawda w latach 30. XX wieku latach światowego kryzysu XV ordynat Maurycy Zamoyski zmuszony był sprzedać 35 tysięcy hektarów gruntów, a wskutek regulacji serwitutów chłopskich wyłączyć z Ordynacji 76 tysięcy hektarów, ale na majątek wciąż składało się 60 tysięcy hektarów głównie lasów. Do rodziny należały dwa pałace: w Warszawie i w Klemensowie pod Zamościem, oraz kilkadziesiąt zakładów przemysłowych, w większości niezbyt dużych, jak młyny i cegielnie, ale były wśród nich także spore przedsiębiorstwa: cukrownia w Klemensowie, browar i fabryka wyrobów drzewnych w Zwierzyńcu. To ostatni ordynat Jan Zamoyski oszacował wartość tego majątku w chwili konfiskaty przez komunistyczne władze na 1,5 miliarda dolarów. On sam Ordynacją już nie porządził, choć był do tego przygotowany; z tą myślą ojciec wybrał mu studia gdyby to od niego zależało, byłby może został muzykiem, chciał się uczyć w konserwatorium. Studiował jednak ekonomię.

XV ordynat Maurycy, jak wielu jego przodków, zrobił imponującą karierę polityczną. XVI ordynat Jan Zamoyski po upadku PRL był prezesem Stronnictwa Narodowo- Demokratycznego, piastował mandat senatora i otrzymał do prezydenta Lecha Wałęsy najwyższe polskie odznaczenie Order Orła Białego.

Na najstarszych zdjęciach z końca XIX wieku odnajdziemy Marię z Potockich, żonę XIV ordynata Tomasza Zamoyskiego, matkę Maurycego Zamoyskiego. Pokolenie Maurycego, XV ordynata, reprezentowane jest na rodzinnych fotografiach przez ordynatową Marię Zamoyską, jego żonę, wywodzącą się z książąt Sapiehów, a także siostry. Najpóźniejsze zdjęcia pochodzą z końca lat 40. XX wieku. To komplet fotografii Róży Zamoyskiej, żony ostatniego ordynata, i ich syna, kilkumiesięcznego Marcina. Marcin Zamoyski, który byłby XVII ordynatem, gdyby nie zmiana ustroju, a został operatorem filmowym, sprowadził się do Zamościa 30 lat temu, gdy wybrano go prezydentem miasta. Wrócił na stałe w rodzinne strony jako jedyny przedstawiciel swojego pokolenia.

To właśnie Marcin Zamoyski postanowił zebrać rodzinne zdjęcia od najbliższych, ale i dalszych krewnych, rozproszonych po Polsce i świecie. Pomysł narodził się wkrótce po tym, jak wraz z siostrami: Elżbietą, Marią, Gabrielą i Agnieszką, odkupił od Skarbu Państwa niszczejący pałac w Klemensowie.

Ostatni ordynat Jan Zamoyski zmarł w 2002 roku, w wieku 90 lat. Jego ukochana żona Róża Jan pisał dla niej piękne wiersze odeszła znacznie wcześniej. Zginęła w wypadku w Warszawie jesienią 1976 roku.

Na kartach inwentarzy

Zdjęcie z zaręczyn Marii, córki XIV ordynata Tomasza Zamoyskiego i Marii z Potockich, należy do najstarszych na wystawie. Zostało wykonane w 1897 roku. Przy stole w holu wejściowym zasiadła też ordynatowa Maria, już wtedy zamężna z księciem Konstantym Lubomirskim jej pierwszy mąż, XIV ordynat Tomasz zmarł w 1889 roku. Ordynacją zarządzał już wtedy ich syn, XV ordynat Maurycy.

Jan Zamoyski tak wspominał babkę w wywiadzie-rzece udzielonym Robertowi Jarockiemu (opublikowanym w książce pt. Ostatni ordynat, wydanej na początku lat 90. XX wieku): Babka z domu Potocka z Zatorza, osoba bystra, energiczna, lecz o trudnym charakterze. Pani ta przeżyła nie tylko swego męża Tomasza, ale także czworo swoich dzieci, w tym najstarszego syna, ordynata Maurycego. Przeszła jeszcze potem okupację niemiecką i powstanie warszawskie. Złamała ją przypadkowa choroba po exodusie popowstaniowym, gdy warunki życia, mówiąc ogólnie, były cokolwiek za trudne dla osoby 97-letniej, która pieszo wyszła z płonącej Warszawy.

W kadrze zmieścił się też służący z imponującymi krzaczastymi bokobrodami, pod muszką, w białej koszuli, oczekujący przy stole na polecenia. Na tych kilku zdjęciach z końca XIX wieku ciekawi są jednak nie tylko ich bohaterowie, równie interesująca jest scenografia. Nie zachowało się wiele fotografii pokazujących wnętrza rezydencji w XIX i XX wieku, co stanowi tym większą stratę, że niemal całe jej wyposażenie przepadło bezpowrotnie. W czasie drugiej wojny światowej i po wojnie pałac został ograbiony z wszelkich mebli i sprzętów. Pierwszą zorganizowaną grabież przeprowadzili Sowieci, stacjonujący w Klemensowie krótko w 1939 roku. Przez kilkanaście dni ciężarówki wywoziły sprzęty z salonów i dziesiątków pokoi, ale przecież zdołały zabrać ledwie pewną część z nieprzebranej ilości przedmiotów i pamiątek. Część mebli wynieśli po ich odwrocie chłopi. Łupem mieszkańca pobliskiej wsi padł między innymi zegar szafkowy pięciometrowej wysokości.

Gdy Niemcy zajęli pałac, nakazali chłopom wszystko oddać. Ale zegar wrócił przepiłowany w pół, nie mieścił się bowiem w zwykłej chałupie – opowiada Marcin Zamoyski. – Sami Niemcy zabrali niewiele. Płacili książkami z biblioteki za prasowanie koszul. Ale już w końcu wojny kolejnych grabieży dokonali funkcjonariusze bezpieki. Meble pojechały na przykład do domu radzieckiego generała, dowódcy jednostki lotniczej tworzonej wtedy w Zamościu, i do urzędu miasta. Tam ich brakowało, to brano z pałacu. Ocalały przedmioty schowane w zamurowanym pokoju. Przejęło je muzeum w Zamościu dodaje Marcin Zamoyski.

Z pałacowych wnętrz w kilka lat zniknęło całe oryginalne wyposażenie. Zostały tylko mozaikowe podłogi ułożone w misterne wzory z wielu gatunków drewna, kilka pieców, choć i z nich częściowo wyłupano kafle, oraz biblioteka wykonana na zamówienie w fabryce mebli w Zwierzyńcu w XIX wieku, przywieziona do pałacu w częściach i tu na miejscu złożona; jej już żadnym sposobem nie dało się wynieść.

Ale kiedyś… Zajrzyjmy do pokoju bawialnego z przełomu XVIII i XIX wieku. Sporządzony w 1800 roku inwentarz wszystkich „meblów i sprzętów” podaje, że nad białym marmurowym kominkiem wisiało zwierciadło w mahoniu, sześć portrecików w pozłacanych ramach, kandelabry z lichtarzami. Na kominku stał zegar w marmurowej oprawie, wazoniki z marmuru szarego i białego, dwa „kolosy z krystalizacji popielatej” (rzeźby). Na innych ścianach zawieszono prawie 30 obrazów „włoskich”, prawie wszystkie w pozłacanych ramach. Stała tu mahoniowa kanapa angielska, sofa z drewna olchowego, biurko mahoniowe z marmurowym blatem i dwiema szufladami, dekorowane brązami, dwie szafki mahoniowe, zdobione, kilkanaście stolików, z czego kilka przeznaczono na zbiory ceramiki i sreber. Stały imbryki, filiżanki, cukierniczki, wazoniki, figurki, czarki, kubki, dzbanuszki, kryształy szlifowane, wazony i wazy greckie, urna z marmuru czarnego dekorowana głowami lwimi, spiżowe figurki Nerona i Tyberiusza i wiele innych przedmiotów. Wszystko to przetrwało tylko na kartach inwentarzy w archiwach. A były one tak dokładne, że spisywały nawet półmiski, talerze, solniczki, tace, wazeczki na cukier. W połowie XIX wieku samych stołów i stolików doliczono się w klemensowskim pałacu ponad 100: 39 mahoniowych, 30 olchowych, 20 sosnowych, 17 jesionowych, 4 lipowych, 2 gruszowych, 2 cisowych, 1 bukowego, 1 orzechowego. Osobno spisywano pamiątki rodowe i historyczne, jak buławy należące kiedyś o hetmanów: Zamoyskiego, Czarneckiego, Wiśniowieckiego, Jabłonowskiego, Sieniawskiego, i laski marszałkowskie: Lubomirskiego, Opalińskiego, Małachowskiego. Zajrzyjmy jeszcze do jednej z niezliczonych szkatułek, która mieściła pióro Fryderyka Wielkiego, pióro księcia Eugeniusza, ołówek Marii Teresy, pióro Woltera, klucz do biurka Fryderyka Wielkiego i „pierścionek z włosami” Marii Teresy.

Ostatni inwentarz sporządziła w Klemensowie w 1912 roku ordynatowa Maria, żona Maurycego. Nie jest już tak bogaty, jak spis o ponad wiek wcześniejszy, bo część wyposażenia Zamoyscy przenieśli do pałacu w stolicy. Jednak w holu wejściowym z marmurową posadzką ułożoną w kwadraty, wciąż jeszcze jak na fotografii zaręczynowej z 1897 roku stał bogato rzeźbiony stół z takimiż krzesłami i kolumny z kompozycjami z suszonych kwiatów. Ściany pokoju zajęte były gęsto przez poroża rogaczy i jeleni, a wyżej głowy odyńców, które w kadrze zdjęcia już się nie zmieściły, podobnie jak jedyny w pałacu zegar szafkowy najprawdopodobniej ten sam, z którym 130 lat później szabrownik obszedł się bez ceregieli.

W Klemensowie i w stolicy

Pałac w Klemensowie liczy sobie 273 lata. Wybudował w latach 17441747 Tomasz Antoni Zamoyski VII ordynat Ordynacji Zamojskiej. Rezydencja została nazwana od imienia jego jedynego syna, Klemensa. Pałac stanął w lesie i stąd niektóre drzewa rosnące w otaczającym go parku są o wiele starsze niż on sam i liczą obie po pół tysiąca lat, jak wspaniałe modrzewie i dęby. Większe skupiska lub solitery pięknych modrzewi zostały tak wkomponowane w obraz poszczególnych klombów, jakby tam wyrosły. Okazy dębów parosetletnich były odsłonięte, by całą potęgę tego króla drzew można podziwiać wspominał po upływie ponad 50 lat Jan Zamoyski z rozmowie z Robertem Jarockim. Wspomniał i o gazonie 80-metrowej średnicy (niewiele mniejszy jest zamojski Rynek Wielki!) przed frontem pałacu.

To właśnie na tle tego parku sfotografowało się rok przed wybuchem wojny siedmioro z dziesięciorga dzieci XV ordynata Maurycego Zamoyskiego: w mężczyźnie pierwszym od lewej bez trudu można rozpoznać przyszłego ordynata Jana, wówczas 24-letniego, dalej stoją Paweł i Władysław i cztery siostry: Róża, Maria, Anna i Krystyna, wszystkie w prostych, białych, odcinanych z pasie sukienkach w pół łydki, albo i ledwo za kolano. A jeszcze 40 lat wcześniej młode ordynatówny musiałyby nosić ciężkie suknie do kolan z falbanami przy gorsecie i upinać włosy w strojne koki.

Pałac to jednopiętrowa budowla na kamiennym podmurowaniu, kryta mansardowym dachem, z kwadratowymi pawilonami po bokach, wysuniętymi ku przodowi. Jak to zwykle bywało, z biegiem czasu poddawano go licznym przeróbkom, przebudowom i modernizacjom. Na przykład za czasów XII ordynata Stanisława Kostki Zamoyskiego, mecenasa nauki, kultury i sztuki, dobudowano oranżerię, przedłużono skrzydła frontowe, przeprowadzono modernizację wystroju wnętrz i zakupiono we Francji i Anglii nowe meble. Niedługo po tym, jak Ordynację objął XV Maurycy Zamoyski a więc na przełomie XIX i XX wieku w pałacu zainstalowano elektryczność; dotąd był on oświetlany lampami naftowymi i woskowymi świecami. Prądu dostarczała najpierw turbina zamontowana na Wieprzu, a wkrótce Lubelski Związek Elektrowni.

Pałac w Klemensowie był budowany jako wiejska rezydencja. Co prawda w 1820 roku Stanisław Kostka Zamoyski sprzedał Zamość wraz z zamojskim pałacem – „pierwszym domem” ordynatów – rządowi Królestwa Polskiego, ale Klemensów nie przejął jego roli. Stale ktoś tu co prawda jeśli nie sam ordynat mieszkał, na przykład w latach 30. XIX wieku przeniósł się na wieś na stałe młodszy syn Stanisława Kostki, Andrzej, który zajął się prowadzeniem wzorowych folwarków i urządzał zjazdy ziemiańskie. Ale Zamoyscy wiele czasu spędzali w Pałacu Błękitnym w Warszawie, który w 1811 roku przejęli od Czartoryskich. Tam też ruszyły inwestycje. Tam zwieziono najcenniejsze meble i obrazy, i tam ulokowano Bibliotekę Ordynacji Zamojskiej.

To na tarasie od strony ogrodu tego reprezentacyjnego warszawskiego pałacu wykonano rodzinną fotografię po pogrzebie Maurycego Zamoyskiego. XV ordynat zmarł 5 maja 1939 roku, właśnie w rezydencji w stolicy. Od dawna chorował na serce. Rankiem tamtego dnia jeszcze poprosił o herbatę, wypiwszy kilka łyków, stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Janowi dla którego ta śmierć oznaczała przejęcie Ordynacji i tytułu ordynata towarzyszą na fotografii dwaj młodsi bracia i trzy siostry; wszyscy trzymają się pod ręce.

Maurycy Zamoyski pełnił funkcję ordynata przez 47 lat najdłużej w historii Ordynacji. Był politykiem wielkiego formatu w latach 19191924 posłem Rzeczypospolitej Polskiej w Paryżu, w 1922 roku kandydował na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wybory przegrał o włos z Gabrielem Narutowiczem. Monarchiści widzieli w nim przyszłego króla Polski. W mszy żałobnej odprawionej w kościele św. Antoniego w Warszawie uczestniczył między innymi minister spraw zagranicznych Józef Beck. Druga uroczystość żałobna odbyła się w Zamościu zgodnie z tradycją sięgającą budowniczego miasta i założyciela Ordynacji Jana Zamoyskiego Maurycy został pochowany w rodowej krypcie w podziemiach kościoła postawionego wraz z miastem w XVI wieku.

Wielki dom mieszkalny

Jan Zamoyski urodził się w Klemensowie w 1912 roku, podobnie jak trzy jego starsze siostry. Kolejnych pięcioro dzieci  Maurycego Zamoyskiego przyszło na świat w Warszawie, Kijowie i Paryżu. W 1914 roku rodzina ewakuowała się do krewnych w Białej Cerkwi, potem do Kijowa i Petersburga, gdzie XV ordynat prowadził działalność polityczną. Szukała bezpiecznego schronienia najpierw przed pierwszą wojną światową, a potem rewolucją bolszewicką. Maurycy Zamoyski wyjechał z Rosji do Francji jeszcze w 1915 roku, ale jego żona Maria Róża z dziećmi dotarła tam dopiero dwa lata później, przez Finlandię, Szwecję, Norwegię i Wielką Brytanię. XV ordynat wchodził w szczyt kariery politycznej. Kiedy w 1924 roku został ministrem spraw zagranicznych, wrócił do Warszawy, rodzina zaś do Klemensowa dwoma specjalnie wynajętymi wagonami, które musiały pomieścić wszystkie rzeczy. Pociąg dojechał do Zawady, gdzie czekały konie.

To w Klemensowie urodziło się w 1925 roku dziesiąte, ostatnie dziecko Maurycego i Marii. Krystyna była zarazem ostatnim ordynackich potomkiem urodzonym w pałacu należącym do rodziny przez dziesięć pokoleń przez dwa stulecia. Trzyletnią Krysię z czarnym spanielem na postronku też zobaczymy w rodzinnym albumie. Na zdjęciu z 1928 roku towarzyszą jej siostry: pięcioletnia Tereska, przebrana dla zabawy za żołnierkę ma nawet karabin przewieszony przez plecy, i prawie dorosła już, siedemnastoletnia Róża, oderwana od pracy w ogrodzie, z grabiami w ręku. Psy musiały tu być lubiane, bo kręcą się na wielu zdjęciach. Często są to psy myśliwskie. Maurycy był zapalonym miłośnikiem polowań. Lubił je także Jan, choć może jeszcze bardziej sam las.

Kiedy Jan wyjeżdżał z Klemensowa, miał dwa lata i nic prawie z rodzinnego domu nie zapamiętał. A kiedy wrócił najpierw z krótką wizytą latem 1924 roku, rok potem na stałe, był zauroczony ogromem i pięknem rezydencji, o czym opowiedział Robertowi Jarockiemu: Pierwsze duże wrażenie zrobiła na mnie droga do pałacu. Od momentu bowiem przekroczenia bramy jechało się jeszcze jakieś 800 metrów, zanim powóz zatrzymał się przed podjazdem do głównych, frontowych drzwi domu wspominał. I dalej: Gdy zacząłem się rozeznawać w tych sprawach i porównywać Klemensów z innymi rodowymi posiadłościami w Polsce, dostrzegłem jego urok jako wielkiego dworu ziemiańskiego, pozbawionego napuszoności, celebry, sztucznej wystawności. To był po prostu wielki dom mieszkalny, w którym wygodnie mieszkaliśmy i gdzie można było przyjąć równocześnie wielu gości.

Pałac rzeczywiście jest ogromny jego fasada mierzy 185 metrów. Park, a w zasadzie zespół parkowo-leśny z obszernymi polanami i kawałkami pól uprawnych, zajmuje 130 hektarów i jest jednym z największych założeń tego typu w Polsce.

Jan Zamoyski niewiele jednak czasu spędzał w Klemensowie. Niedługo po tym, jak rodzina wróciła do Polski, wysłano go do gimnazjum w Pszczynie razem z dwoma młodszymi braćmi: Andrzejem i Markiem, potem na studia ekonomiczne do Nancy we Francji, gdzie Jan, w tajemnicy przed ojcem, zapisał się na zajęcia w konserwatorium. Spędził w Nancy dwa lata. Studia ekonomiczne kontynuował w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Z domu do domu

30 kwietnia 1938 roku odbył się w Warszawie ślub Jan Zamoyskiego z Różą z Żółtowskich. Znali się od dawna, od kilku lat planowali się pobrać i byli w sobie bardzo zakochani. Z tej uroczystości zachowały się nie tylko klasyczne pozowane fotografie, ale też zdjęcia nieomal reporterskie, zrobione na ulicy, rejestrujące podekscytowanie gości. W podróż poślubną pojechali do Włoch. Na tych zdjęciach Róża promienieje. Nosi się z nowoczesną, prostą elegancją, a Jan, przystojny niczym jak Humphrey Bogart, zakłada lekko za luźne garnitury i czarny kapelusz, jakby wyjęty z kadrów Casablanki.

Młodzi małżonkowie nie zamieszkali w Klemensowie. Na dom wybrali pobliski Zwierzyniec. W Klemensowie jeszcze do wybuchu wojny mieszkała matka Jana, ordynatowa Maria. W 1941 roku Niemcy utworzyli w pałacu szpital wojskowy, a park pełnił rolę rolę zamkniętego obiektu wypoczynkowego.

Zwierzyniec to kolejne dzieło I ordynata Jana Zamoyskiego, który postawił w tym miejscu pierwszy dom i założył zwierzyniec o 30-kilometrowym obwodzie, w którym hodował dziką zwierzynę, od zajęcy po żubry. Na początku XIX wieku została tu przeniesiona ze sprzedanego Zamościa siedziba Ordynacji Zamojskiej. W czasie wojny z Zwierzyńcu działał obóz przesiedleńczy dla Dzieci Zamojszczyzny. Jan i Róża ocalili prawie pół tysiąca z nich. Ratowali przesiedleńców, prowadzili schronisko dla starców i kuchnię ludową. Różę nazywano Aniołem Dobroci. Jan po powrocie z kampanii wrześniowej działał w konspiracji, był oficerem ZWZAK. W jego domu chronił się komendant Zamojskiego Inspektoratu AK Edward Markiewicz Kalina, późniejszy dowódca wielkiej tragicznej bitwy partyzanckiej pod Osuchami, oraz kompozytor i dziennikarz żydowskiego pochodzenia Jerzy Wasowski.

Zamoyscy mieszkali w willi zbudowanej na stoku Folwarcznej Góry w 1924 roku dla dyrektora spółki drzewnej. Jeszcze jesienią 1939 roku urodziła się w nim pierwsza ich córka Elżbieta, a w 1942 roku Maria. Ich dzieciństwo w Rózinie przetrwało na zdjęciach. Wiele wykonano w ogrodzie albo na szerokich schodach z kamiennym murkiem prowadzących do willi przez portyk wsparty na podwójnych kolumnach. Zachowało się i zdjęcie wykonane we wnętrzu domu, ale fotograf nastawił ostrość tylko na dzieci, więc tło jest rozmyte. Można tylko domyślać się zarysu pieca, wezgłowia łóżka, obok którego, zdaje się, rozłożył się pies.

Moje wspomnienia też są rozmyte. Nie miałam czterech lat, jak wyjechaliśmy, więc prawie niczego nie pamiętam tylko kolor dywanu, kolor kapy na łóżku mamy, i nic więcej mówi Elżbieta Daszewska.

Każde z kolejnych dzieci rodziło się w innym miejscu. W 1944 roku Zamoyskim odebrano cały majątek. Musieli opuścić Zwierzyniec. Rozpoczęły się przymusowe przeprowadzki. Gabriela urodziła się w 1945 roku w Krakowie, Marcin w 1947 roku w Sopocie, najmłodsza Agnieszka w 1960 roku w Warszawie. Tu rodzina zamieszkała na stałe po zwolnieniu Jana Zamoyskiego z więzienia.

W Sopocie Jan, dzięki osobistym kontaktom sprzed wojny, dostał pracę w linii żeglugowej American Scientic Line. Rodzinie już zaczęło się nieźle powodzić, Jan został nawet członkiem klubu tenisowego. Ale w 1949 roku były ordynat, oskarżony o agenturę, został skazany na 15 lat więzienia. Wypuszczono go w 1956 roku, w 1958 zrehabilitowano. Przez osiem lat Róża Zamoyska sama wychowywała dzieci. Większość tego czasu spędziła w Klarysewie pod Warszawą, gdzie wynajęła pokoje w drewnianym domu architekta Demby. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu w Konstancinie, w zespole znakomitego ortopedy prof. Adama Grucy. Dorabiała robieniem zastrzyków po domach.

Mama musiała dawać sobie radę, nie było wyjścia. Dodatkowo prowadziła kiosk spożywczy przy dworcu kolejki. Ciężko było, ale my z siostrą byłyśmy już starsze, pomagałyśmy mamie. Sprzedawałyśmy w kiosku piwo i papierosy, co dzisiaj byłoby nie do pomyślenia, bo przecież byłyśmy niepełnoletnie wspomina Elżbieta Daszewska.

Warunki były sportowe. Dom był letniskowy, mama kupiła najpierw jeden piec, potem dobudowano drugi, trzeci. Ale dom był przewiewny, rano było w nim dosyć świeżo. Później mama zgodziła na górę lokatorkę, dokwaterowano nam też repatriantów z Rosji, a potem milicjanta tajniaka, który musiał nas pilnować. Nasza powierzchnia mieszkalna powoli się zmniejszała, tak że na koniec mieszkaliśmy w dwóch pokojach. Tak to się żyło. Bardzo skromnie. Warzywa mieliśmy z własnych inspektów założonych w ogrodzie. Ubrania, ciągle przerabiane, przenosiliśmy jeden po drugim i było to zupełnie normalne wspomina Marcin Zamoyski. Ale to nie był zły czas. Przy domu był cudowny ogród, z tyłu las. W ogrodzie rosły najróżniejsze drzewa owocowe. Po kolei dojrzewały czereśnie, jabłonie, śliwy. To moje wspomnienia z tego domu.

Elżbieta Daszewska: Kiedy tata wrócił, byłyśmy z siostrą w internacie uczyłyśmy się w prywatnej szkole sióstr niepokalanek pod Warszawą. Przyjechałyśmy do domu, jak tylko się zjawił. Wiedziałyśmy, że to jest nasz ojciec, ale… tak jakoś… nie byłyśmy z nim wcale zżyte. Dla nas był jak obcy. Zjawił się po tylu latach… Chodziłyśmy z mamą na widzenia do więzienia, ale było to dla nas straszne przeżycie. Gdy zamykały się za nami bramy, byłyśmy zawsze przerażone. Ojciec był za jedną kratą, my za drugą, korytarzem chodził wartownik. Rozmowa w takich warunkach to żadna rozmowa.

Marcin Zamoyski: Wychowywałem się bez ojca. Miałem prawie dziesięć lat, kiedy wrócił z więzienia, byłem już w miarę dorosły. Ojciec od razu zajął się pracą, żeby poprawić sytuację ekonomiczną rodziny. Rzadko był w domu. Mieliśmy mało kontaktu ze sobą. Żyliśmy oddzielnie.

Ostatni dżentelmen

Po wyjściu z więzienia Jan Zamoyski rzeczywiście rzucił się w wir pracy. Najpierw znalazł pracę jako dziennikarz w czasopiśmie Rynki Zagraniczne, potem na 20 lat związał się ze Szwajcarskimi Liniami Lotniczymi Swissair. Z racji obowiązków służbowych podróżował po całym świecie. Od 1963 roku rodzina mieszkała w Warszawie, na co zgody udzielił premier Józef Cyrankiewicz. Wkrótce ojciec kupił mieszkanie na Fałata, całkiem przyzwoite mówi Marcin Zamoyski. W nim Jan Zamoyski mieszkał do śmierci.

W 1957 roku rodzina Zamoyskich przyjechała na wakacje do Zwierzyńca, uzyskawszy wcześniej na to zgodę prokuratury, gdyż dawni właściciele ziemscy wciąż jeszcze mieli zakaz zbliżania się do swoich dawnych dóbr na odległość mniejszą niż 30 kilometrów. W 1960 roku w Warszawie powstało Koło Zamościan, a Jan Zamoyski został jego członkiem. To właśnie zamościanie osiedli w stolicy mieli dzięki swoim koneksjom pomóc w uruchomieniu wartego 1,3 miliarda złotych programu odnowy Starego Miasta przed jego 400-leciem. Potomek budowniczego miasta, I ordynata Jana Zamoyskiego został oficjalnie zaproszony na uroczystości jubileuszowe w 1980 roku. Obawiano się, czy nie powie czegoś niestosownego, ale prof. Jan Kowalczyk, badacz dziejów Zamościa, miał perswadować partyjnym sekretarzom, że do niczego takiego dojść nie może z tej prostej przyczyny, że Jan Zamoyski jest jednym z najlepiej wychowanych ludzi w Polsce. I miał rację, bo ostatni ordynat nie tylko nie wywołał żadnych kontrowersji, ale na spotkaniu podarował miastu berło Akademii Zamojskiej, odzyskane z depozytu muzeum Czartoryskich w Krakowie. Do dziś jest to najcenniejszy eksponat Muzeum Zamojskiego w Zamościu.

Jan Zamoyski stał się w Zamościu częstym gościem. Przyjeżdżał tu raz w miesiącu, nawet częściej, zawsze swoim roverem. Zaraz też zaprosiłem go do ratusza mówi Eugeniusz Cybulski, prezydent Zamościa w latach 19811990.

Jan Zamoyski przyjmowany był na początku przez lokalne władze z pewną ostrożnością, zapraszano go w niedziele, gdy nikogo w urzędzie nie było. Ale to szybko zaczęło się zmieniać. Były ordynat proponował pomoc w każdej sprawie i angażował się w wiele miejskich inicjatyw i przedsięwzięć. Te najważniejsze to wpisanie Zamościa na listę UNESCO przy uruchomieniu procedury Jan Zamoyski wykorzystał prywatne znajomości, oraz utworzenie przy kolegiacie muzeum sakralnego skarbca zabytków liturgicznych i historycznych. Jednym z jego eksponatów jest alba koronacyjna króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego.

Jest rok 1985, wiosna, spotykam na rynku Marię Krzyżanowską, która sprawowała nadzór nad robotami renowacyjnymi. Pytam, dlaczego płowieją farby, którymi pomalowano zabytkowe kamieniczki. Pani Maria odpowiada, że w tych farbach są słabe pigmenty. Niech mi pan da dolary, to kupię dobre farby mówi. I kiedy następnym razem zjawił się u mnie Jan Zamoyski i jak zawsze zapytał, czego potrzebuję, odpowiedziałem dolarów. Pomyślał i mówi: Ja pana wesprę. Akurat jadę do Montrealu do siostry, zbiorę polonusów, opowiem im o Zamościu i poproszę o datki do kapelusza opowiada Eugeniusz Cybulski.

Jan Zamoyski przywiózł trzysta dolarów, potem dwa i jeszcze trzy razy tyle uzbierała się równowartość kilku urzędniczych pensji. Miasto założyło konto dolarowe. Sam nigdy o nic nie prosił. Kiedy raz zabrakło mu benzyny która była wtedy na kartki na powrót, poprosiłem kierowcę, by zatankował z naszej puli. Widziałem, że Jan Zamoyski jest wręcz zażenowany tą sytuacją dodaje prezydent Cybulski.

Jan Zamoyski przyjaźnił się z antykwariuszem Leszkiem Łojewskim oraz z ks. infułatem Jackiem Żórawskim, którzy pomagali mu tworzyć muzeum sakralne. Podczas wizyt w Zamościu zwykle odwiedzał też Bożenę Kamaszyn z Koła Przewodników PTTK w Zamościu (które dziś nosi imię Róży i Jana Zamoyskich), urzędniczkę. Był, zdaje się, rok 1981 rok, ja dopiero zaczynałam pracę w Kole. Od szefa, prezesa Tadeusza Konrada Sokołowskiego dostałam zadanie, by zająć się Janem Zamoyskim, który był do nas zaproszony na zebranie. Byłam zupełnie nieopierzona, ale pan Zamoyski wprowadzał taki nastrój, że człowiek czuł się swobodnie i miło. Nie stwarzał żadnego dystansu. Zaprzyjaźniliśmy się. Był przeuroczy, zawsze mówiłam, że to ostatni dżentelmen w naszym kraju. Jak jechało się z nim samochodem, zawsze wysiadał pierwszy, przechodził do drzwi od strony kobiety i otwierał je. Który z panów tak teraz robi? O mojej mamie mówił pani matka. Byłam pod jego wielkim wrażeniem opowiada Bożena Kamaszyn. Był zaprzyjaźniony z większością przewodników. Kiedy przechodził przez Stare Miasto i widział kogoś z nas, zawsze machał na powitanie. Przewodnicy przedstawiali wycieczce XVI ordynata, a on, poproszony, zawsze powiedział kilka słów, a także chętnie robił sobie zdjęcia z turystami.

Zadomowił się w Zamościu na tyle, że 80. urodziny obchodził 12 czerwca 1992 roku w Sali Consulatus w zamojskim ratuszu, gdzie częstował gości tortem. A 12 czerwca 1999 roku, w dniu swoich 87. urodzin, witał na lotnisku w Mokrem papieża Jana Pawła II, który pielgrzymował do Zamościa.

Ja intruz do wnętrza się wedrę

Sam Jan Zamoyski opowiadał na początku lat 90., że drogę z Zamościa do Warszawy pokonał osiemset razy. Być może więcej czasu niż w samym Zamościu spędził w Zwierzyńcu i w Górecku Kościelnym oraz na spacerach po dawnych ordynackich lasach. Zamiłowanie do tego miał od zawsze. W Zwierzyńcu i w zwierzynieckich lasach pisał wiersze, jak ten: Spójrz jak się wierzchołek jodły kołysze, / Ona mnie wzywa ja ją słyszę, / Wejdę w kniei tajemną katedrę / Wysłuchać tej wielkiej pieśni / Ja intruz do wnętrza się wedrę, / Nacieszyć się pięknem, które widzę we śnie. To pierwsza strofa wiersza Nasze ustronie, napisanego właśnie w Zwierzyńcu w kwietniu 1979 roku. Kartkę z maszynopisem z odręcznym dopiskiem Pisane po śmierci żony przechowuje Zdzisław Kotuła, dyrektor Roztoczańskiego Parku Narodowego od jego utworzenia do 2006 roku.

Pochodzę z Budzynia, dziś części Kraśnika, który wchodził w skład Ordynacji Zamojskiej mówi Zdzisław Kotuła. Pracowałem w Nadleśnictwie Zwierzyniec, gdy powierzono mi misję tworzenia Parku. Organizowałem go od podstaw, na surowym korzeniu, a 15 czerwca 1974 roku zostałem powołany na jego dyrektora. Już po kilku miesiącach pojawił się w moim biurze Jan Zamoyski. Przypuszczam, że już wszystko o mnie wiedział i zdecydował, czy warto mnie obdarzyć zaufaniem. Od razu wypisałem mu przepustkę na czas nieokreślony na poruszanie się po parku samochodem. Trzeba było do niej wpisać numer rejestracyjny i markę. Sekretarka, pani Genia, wysłała kogoś przed budynek, i zaraz mi mówi, że hrabia przyjechał rowerem. Bardzośmy się zdziwili, a to pani Genia nie dosłyszała. Jan Zamoyski jeździł wtedy roverem opowiada Zdzisław Kotuła.

Nie wszyscy go tutaj znali, długo go nie było. Nie chciałem, by miał jakieś problemy, a zależało mi na tym, by czuł się w Parku jak u siebie. Pokazywał się potem u mnie, gdy tylko przyjeżdżał do Zwierzyńca. Obdarowywał mnie przyjaźnią, z czasem zaczął mnie traktować jestem rówieśnikiem jego najstarszej córki wręcz z ojcowską życzliwością mówi emerytowany dyrektor.

Były ordynat znał się na leśnictwie całkiem nieźle. W latach 30. XX wieku, gdy przygotowywał się do pełnienia funkcji ordynata, odbył praktykę w Cumaniu w Ordynacji Ołyckiej Janusza Radziwiłła, gdzie gospodarka leśna stała na wysokim poziomie. Praktykował też u inżyniera Kolińskiego w Nadleśnictwie Kosobudy.

Utworzenie parku narodowego było dla Jana Zamoyskiego powodem do dumy. Skoro tak się losy potoczyły mówił cieszę się, że nasze dawne lasy będę podlegać ochronie mówi Zdzisław Kotuła.

W 1945 roku Lasy Państwowe przejęły od Ordynacji Zamojskiej 55 tysięcy hektarów lasów, ciągnących się do Kraśnika, przez Lasy Janowskie, Zwierzyniec, Józefów, Susiec, Tomaszów Lubelski. Przed wojną właśnie na gospodarce leśnej opierał się przemysł Ordynacji.

Jan Zamoyski szczególnie lubił Floriankę, gdzie jeszcze na początku XX wieku Ordynacja założyła szkółki leśno-ogrodowe. Z czasem wynajął pokój u mieszkańca Górecka Kościelnego, w domu przed aleją starych dębów. Przyjeżdżał tu zawsze latem na dłuższy odpoczynek. Godzinami chodził po okolicznych lasach. Jego gospodarz, rówieśnik zresztą, był całkiem niegdysiejszy. Chadzał na bosaka. Przypominał trochę Borynę. Znaleźli wspólne tematy i dobrze się dogadywali opowiada Zdzisław Kotuła. Jan Zamoyski skarżył się, że coraz więcej samochodów przyjeżdża do lasu wtedy jeszcze nie było zakazów, a ludzie śmiecą. Ubolewał nad tym. Angażował się w sprawy ochrony przyrody. Kiedy doszły go słuchy, że w zabytkowej części Zwierzyńca będą robione cięcia, zaraz do mnie pisał. Nic takiego się na szczęście nie działo.

Z listu Jana Zamoyskiego: Piszę trochę oficjalnie, nie tyle bym miał pretensję, ale zgoła sprawę, która mi leży na sercu. […] Mój interes polega na wiadomości od wyżej wymienionych entuzjastów, którzy mi donieśli, że na terenie Zwierzyńca szykuje się niebagatelna poręba różnych drzew, zarówno w parku, jak na Chmielnisku itd. Do wycięcia są rzadkie platany i inne drzewa piękne i wartościowe. Zwracam się więc do Pana z wielką prośbą, by zechciał (o ile to prawda) zainterweniować u odpowiedniego czynnika (czytać Wójt), by pohamował swoje zapędy, boć Zwierzyniec jest też w obrębie Parku Narodowego i jego zadrzewienie jest jedną z głównych kras tego zakątku.

Po jednej z wizyt już się kordialnie kłaniamy, nastąpiło pożegnanie. Ale widzę, że mój gość siedzi w samochodzie w dziwnej pozie, drzwi otwarte, lewą nogę wystawił na zewnątrz. Podchodzę. Jak już był pewien, że będę słyszeć to, co chce powiedzieć, zwraca się sam do siebie: Janie, odjeżdżamy. Jeszcze raz powtórzył: Janie, odjeżdżamy, bo jak kierowca wziął urlop w 44 roku, to dotychczas nie wrócił. Trzasnął drzwiami i odjechał opowiada dyrektor Kotuła.

Ostatni ordynat z czasem zaczął otrzymywać zaproszenia na wszelkie uroczystości organizowane w Zwierzyńcu, które chętnie przyjmował. A dyrekcja RPN w latach 80. ustanowiła zapis, że w Radzie Naukowej Parku będzie zasiadał przedstawiciel rodziny Zamoyskich. Najpierw był nim Jan Zamoyski, po nim jego syn Marcin.

Powrót do domu

Pałac Błękitny przy ulicy Senatorskiej, rozbudowany przez Zamoyskich między innymi o gmach biblioteki mieszczący bezcenny księgozbiór, został podczas wojny zniszczony w ponad 60 procentach. Pałac został odbudowany, ulokowano w nim biura miejskich firm komunikacyjnych. W 2000 roku trafił w ręce spółki deweloperskiej, która odkupiła roszczenia reprywatyzacyjne od rodziny Zamoyskich. Oczekiwany remont niszczejącego zabytku jednak nie ruszył. Reporter stołecznych mediów, który zajął się tą sprawą w 2015 roku, donosił, że pałac jest dewastowany, powyrywano framugi, wybito okna, na schodach śpią bezdomni. Córki i syn ostatniego ordynata samodzielnie odzyskali jedynie ponad hektarową działkę w Ogrodzie Saskim w sąsiedztwie pałacu.

Z willi Rózin niedawno wyprowadził się dom dziecka. Od jesieni budynek stoi pusty, w toku jest postępowanie reprywatyzacyjne. Willa po licznych przebudowach i remontach daleko odbiega wyglądem od pierwowzoru. Straciła łamany dach, mansardowe okna i wiele ze swej dawnej gracji, ocaliła portyk.

Zespół pałacowo-parkowy w Klemensowie zajmowały po wojnie siostry franciszkanki, zaproszone jeszcze przez ordynatową Marię, które prowadziły dom dziecka. W latach 50. XX wieku ulokowano w pałacu dom opieki społecznej. Gospodarzem parku został pegeer utworzony z części dóbr ordynackich; przez pewien czas działała w nim nawet ferma drobiu.

W 2009 roku dom opieki przeprowadził się do nowocześniejszej siedziby, a pałac został wystawiony na sprzedaż. Pierwotna cena wynosiła prawie 9 milionów złotych i mimo obniżania jej w kolejnych przetargach nikt nie zdecydował się na kupno. Ostatecznie, wiosną 2017 roku, wojewoda lubelski wydał zgodę na sprzedaż pałacu w trybie bezprzetargowym dzieciom Jana Zamoyskiego. I tak spadkobiercy ostatniego ordynata zmuszeni byli w końcu odkupić rodzinny pałac. Wcześniej przez 16 lat rodzina bezskutecznie starała się o jego odzyskanie w postępowaniu reprywatyzacyjnym, dowodząc, że nie mógł podlegać reformie rolnej.

Marcin Zamoyski ponad 20 lat wcześniej wykupił pegeer w Michalowie, wsi przy pałacu. Do dziś prowadzi tam z żoną gospodarstwo rolne. A jeszcze wcześniej w 1990 roku został prezydentem Zamościa, wybranym przez radnych. Miasta prawie wtedy nie znał, bo przyjeżdżał tu z ojcem rzadko i na krótko. Teraz jednak na dobre rzucił pracę w Polskiej Agencji Interpress. Prezydentem Zamościa zostawał jeszcze trzykrotnie z wyboru mieszkańców. W 2012 roku wraz z siostrami zorganizował zjazd rodziny Zamoyskich. Do Zamościa przyjechało około 200 członków rodu z całego świata. Wywołało to w mieście niemałą sensacje, komentowano stroje pań, a zwłaszcza noszone przez nie wykwintne, strojne kapelusze. Goście zjazdu zwiedzili też pałac w Klemensowie, wówczas pusty.

Z dzieciństwa pamiętam tylko wakacje w Zwierzyńcu, w Klemensowie wtedy nie byłam. Do pałacu, do środka, weszłam po raz pierwszy dwa, może trzy lata temu. Wcześniej widziałam go tylko z zewnątrz. Ojciec też nie lubił tam jeździć i oglądać tej ruiny. Myślę, że było mu przykro patrzeć na to, co dzieje się z pałacem. Omijaliśmy Klemensów mówi Elżbieta Daszewska.

Marcin Zamoyski zajmuje się dzisiaj remontem pałacu. Ku końcowi dobiega wymiana ogromnych połaci dachu z gontu. Ten leżał na pałacu od 1870 r., gdy zastąpiono nim stary dach ceramiczny. Wtedy też wykonano obecną stolarkę okien i drzwi. Marcin Zamoyski własnoręcznie je odnawia, najpierw oczyszczając ze starej farby. Pracy jest ogrom, pałac mierzy 3,5 tysiąca metrów kwadratowych, ma 41 pokoi, nie licząc kuchni, łazienek i pomieszczeń gospodarczych, samych drzwi wejściowych 12.

Do wymiany jest całe centralne, teraz rury idą po ścianach. Pałac jest zimny. Ściany są na metr grube, ale pod oknami na jedną cegłę. Docieplane były kiedyś zagatą, a babka wstawiła tam deski. Właśnie je rozebrałem, są na nich daty 33 rok. Woda z toalet idzie do deszczówki, ściany w łazienkach gniją. W parku a to coś się złamie, coś przewróci mówi Marcin Zamoyski. Gdybym wiedział, w jak złym stanie jest pałac, nie kupiłbym go.

Ale nie wiedział. Może na szczęście dla pałacu? Plan jest taki pałac ma być domem dla rodziny. Kto zechce, przyjedzie tu odpocząć. Na razie to pieśń przyszłości.

Anna Rudy

  

 

  

Opis zdjęć:

1- Jan Zamoyski przed willą w Zwierzyńcu. Willa Rózin przetrwała, ale przebudowana nie do poznania.

2 – Jan Zamoyski w podróży poślubnej do Włoch.

3 – Róża Zamoyska w podróży poślubnej do Włoch.

4 – Rózin. Zwierzyniec, Jan i Róża Zamoyscy z najstarszymi córkami: Marią i Elżbietą, 1942 r.

5 – XVI ordynat Jan Zamoyski z matką, Marią Różą z Sapiehów, 1912 r.

6 – Ślub Jana i Róży Zamoyskich.

7 – Ślub Jana i Róży Zamoyskich.

8 – Pałac w Klemensowie, 1897 r., rodzinne zaręczyny.

9 – Jan Zamoyski w Zwierzyńcu.

10 – Elżbieta, najstarsza córka Jana i Róży Zamoyskich, Zwierzyniec, lata wojny.

11 – Jan Zamoyski.

12 – Po pogrzebie XV ordynata Maurycego Zamoyskiego. Pałac Błękitny w Warszawie, 1939 r. Jan Zamoyski przyszły XVI ordynat z rodzeństwem.